czwartek, 20 czerwca 2013

Siano

Pracy mnóstwo, jak to latem na wsi. Korzystając z dobrej pogody, kosi się  łąki i składa siano w kopy.  Mimochodem- przejazdem sąsiad skosił moją łączkę, Stolarzowie pomogli zwałować i ułożyć w kopy przeschnięte i wcześniej odwracane  siano. Już mu nie grozi deszcz, a to najważniejsze. Na jakiś czas mogę się skupić na innych pilnych pracach.
W obejściu dalszy ciąg porządkowania- cięcie starych desek i robienie miejsca na siano w oborze. Dach stodoły przecieka jak sito i siano trzeba było zeszłej zimy zabezpieczać dodatkowo plandekami rolniczymi, co tylko częściowo zdało egzamin. Obora jest duża, pomieści zapas.
Długie deszcze spowodowały przerwy w pracy w ogrodzie, a teraz nadganiam wyrzucanie przerośniętych chwastów z warzyw i ziemniaków.
Upał jest wielki, wilgotne powietrze i mnóstwo latających głodnych krwi owadów.
Do mojego stadka przybył za sprawą jednego z Gości piękny mlecznobeżowy kozioł, któremu zostało nadane imię Daruś.
Jest grzeczny i dobrze wychowany.
Zdjęcia pokażę niebawem.
Nie zamieszczam od jakiegoś czasu fotografii, bo zmieniłam starą Malinową Mandarynkę-Ubuntu na najnowszą dystrybucję i... niespodzianka. Nowy nie chce rozmawiać z moim aparatem fotograficznym. Nie mogę zrzucić zdjęć.
Jest więcej nieciekawych niespodzianek dla mnie, bo znikło wiele ładnie rozwiązanych funkcji, a pojawiły się nowe, mało przydatne i tak pochowane po kątach, że nie chce się ich szukać. Nie mam czasu na łamigłówki.
Używam wobec tego komputera wyłącznie jako komunikatora ze światem, prostej maszyny do pisania i magazynu,  bowiem nie jestem maniakiem linuksowym, a wiele lat temu dokonany wybór, by używać Linuxa był podyktowany względami praktycznymi i sympatią dla alternatywnych rozwiązań.

Za sprawą tego bloga znaleźli mnie osiedleńcy z pobliskiej gminy: Mail, telefon i szybka miła wizyta wspaniałych Gości.
Oni sami mieszkają w swojej wsi od trzech lat. Przeszli kupowanie domu, remont i wszelkie perypetie osiedleńców, co widziałam udokumentowane starannie na zdjęciach.
Razem  z Gośćmi przyjechała do mnie sadzonka Surmii (katalpa), kilka sadzonek motylich krzewów, czyli Budleja (omżyn), sadzonka płożącego iglaka (znalazłam mu miejsce na skarpie) i wysiane ręką Gosi bratki.
Dziękuję :)
Budleję stosowała medycyna tradycyjna jako lek na wątrobę i schorzenia oddechowe.
Wyciągi z Budlei działają przeciwalergicznie, przeciwzapalnie, zapobiegają wysiękom z naczyń krwionośnych, stabilizują i ochraniają błony komórkowe i wymiatają wolne rodniki. Ochraniają strukturę DNA. Przyspieszają też rozkład nadmiaru tłuszczu w tkankach.
Wyciągi z budlei i niszczą  patogenne wirusy i bakterie, odtruwają, pomagają usuwać toksyczne produkty przemiany materii wraz ze zwiększoną ilością moczu.
Używane zewnętrznie pomagają leczyć rany, wrzody, pielęgnują skórę, chronią przed UV.

Łyżkę liści lub liści i kwiatów zalać szklanką wrzątku, zaparzać do 30 minut. Można w termosie.
Pić do dwóch szklanek dziennie, w wyżej wymienionych problemach, a także w astmie, nieżytach układu oddechowego, moczowego, problemach wątrobowych, chorobach skórnych (połączyć z przemywaniem i okładami), do przemywania skóry z problemami alergicznymi.
Do kosmetyków najlepiej wykonać nalewkę (jedna część liści i kwiatów na pięć części alkoholu).
Można nalewkę także zażywać (zamiast naparu) w ilości 5-10 ml 3x dziennie, rozpuszczoną w 100 ml wody.

W balonie 15 litrowym, największym jaki mam, znów bulka sobie energicznie  wino z kwiatów bzu czarnego, bo zeszłoroczne- nastawione  w eksperymentalnej ilości-  okazało się tak dobre, że się rozeszło bez śladu jeszcze z końcem zimy. "Moc maczugi" przeszła mu po jakimś miesiącu od ostatniego opisu, złagodniało i stało się bardzo przyjemne choć nadal oryginalne. Przemiany jakie przechodziło, były zaskakujące i szkoda, że nie doczekało degustacji po roku od nastawienia.  Może tegoroczne doczeka.

W lesie kurki i prawdziwki, ale nie bywam, tnę i wożę taczką drewno do drewutni, wyrywam chwasty, porządkuję potrzebne pomieszczenia gospodarcze, zajmuję się sianem, kozami, koszeniem połaci przydomowych- zielonych i padam wieczorkiem.
Jest jednak szansa, że za parę dni dogonię zaległości i rzeczone kurki wylądują w garnuszku :)


3 komentarze:

  1. no to pracy masz szmat, jakbym czytała o sobie tylko u mnie wstrzymały się sianokosy, bo na pole wjechać się jeszcze nie da. Dość mokro i by ciągnikiem się utopił w niektórych miejscach. Na pewno będę czekać na zdjęcia :) Trzymaj się zdrowo!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pracy jest dużo, ale dobrze jest pracować przy ziemi. Jeśli utrzyma się pogoda, to za kilka dni i u Ciebie grabie i widły w dłoń ;)
      Pozdrawiam i odwzajemniam życzenia.

      Usuń
  2. U mnie wyschnięta trawa z podwórka już w stogach czeka na zniesienie i będzie dla saren...

    OdpowiedzUsuń