sobota, 30 lipca 2011

Jeszcze o wrotyczu


Wracając do Wrotyczu, przypomniała mi się historia maleńkiego kociaka, z późnej wiosny ubiegłego roku.

Jedna z moich sąsiadek na wsi, przyniosła do domu kociaka. Maleństwo było śliczne, ale całe uszy wewnątrz miało poczerniałe od infekcji świerzbowcem usznym, drapało się i potrząsało główką.
Najbliższy weterynarz był w pobliskim miasteczku, a że akurat wybierałam się tam na zakupy, wstąpiłam do niego z opisem sytuacji i prośbą o sprzedaż leku.
Niestety, weterynarz nie posiadał wtedy tego specyfiku (nazwy nie pamiętam, ale jakiś drogi francuski środek), sprowadzenie mogło trwać do dwóch tygodni, więc poprosiłam o wymienienie składu, gdyż chodziło mi o nośnik leku. Dostałam ulotkę.
Nośnikiem okazały się tłuszcze. Tłuszcze przylegają do skóry, a jeśli są nasycone środkiem leczniczym, działają dłużej. Zatykają również pory, którymi oddycha pajęczak.
Jako że świerzbowce, a więc i świerzbowiec uszny u zwierząt to pajęczaki, trzeba było zebrać zioła które działają na nie zabójczo. Oprócz tego powinny działać na dodatkowe infekcje grzybowe i bakteryjne, jakie się porobiły z ranek i zadrapań wewnątrz uszu.
Spektrum „rażenia” bakterio i grzybobójczego powinien być jak najszerszy, no bo przecież nie wiemy co tam się zalęgło, a laboratoryjne badania nie wchodziły w grę ;)
Powinny być to również zioła działające przeciwzapalnie i gojące.
Trzeba było poznać cykl rozwojowy świerzbowca, gdyż jaja są odporne na działanie środków zabójczych i gdyby skończyć kurację przed wylęgiem, nastąpił by nawrót infekcji.

Idealnym kandydatem na główne zioło był Wrotycz, spełniał wszelkie warunki.

Po powrocie do wsi, zrobiłam mocny wyciąg olejowy z wrotyczu, Do towarzystwa dodałam mu świeżego glistnika i kory z bzu czarnego, a także gojących i bakteriobójczych liści babki i bodajże nieco kory lub liści jesionu.

Praktycznie wyglądało to tak, że do słoiczka po musztardzie włożyłam posiekane na desce zioła, zalałam olejem kuchennym jaki był pod ręką (słonecznikowy) i wstawiłam do kąpieli wodnej.
( słoik wstawiony do garnuszka z wodą. Na dno garnuszka położona szmatka, by ochronić dno słoiczka)
Słoiczek (lekko zakręcony) postał w prawie gotującej się wodzie niemal godzinkę, a potem ostygał spokojnie zawinięty w ręcznik.
Po odcedzeniu powstała gęsta, ciemnozielona ciecz o przyjemnym ziołowym zapachu.

Za narzędzie czyszczenia służyła zapałka z nawiniętą watą, umoczona w mixturze bo nic elegantszego nie było pod ręką.
Uszy były czyszczone delikatnie z czarnego nalotu (uważać trzeba na błonę bębenkową), a do wewnątrz zakrapiany był dodatkowo ziołowy olej. Uszka przemasowywałam u nasady, by olej dostał się wszędzie.
Kocię szybko zorientowało się jaką ulgę to przynosi i poddawało się zabiegom spokojnie i z mruczeniem .
Po czyszczeniu i zakrapianiu wylatywało na trawę i trzepiąc głową, wytrząsało nadmiar oleju z uszu. Leciało na wszystkie strony :)
Wkrótce nie było śladu po chorobie. Teraz to zdrowy i łowny roczny kocur.

Ten sam przepis z pełnym sukcesem wykorzystał w leczeniu świerzbowca usznego u psów Robert Zielarz z warszawskiego gabinetu Dog Natural.

Taki olej może doskonale służyć również do leczenia chorej ludzkiej skóry. (infekcje roztoczowe, bakteryjne, grzybowe)

Jeśli ktoś ciekawy jeszcze wiedzy o wrotyczu, proponuję zajrzeć na blog „Medycyna dawna i współczesna” autorstwa dr. Henryka Różańskiego (u mnie w zakładce "Moja lista blogów" ) i wpisać w wyszukiwarce bloga „wrotycz”.
Znajdzie tam o wiele więcej wiadomości oraz przepisy na lecznicze przetwory z wrotyczu.



piątek, 29 lipca 2011

Na dobry początek

Na dobry początek zapraszam wszystkich psiarzy na blog mojego ucznia, Roberta z Warszawy. Właśnie startuje ze swoim własnym gabinetem "Dog Natural", w którym będzie zajmował się leczeniem psich dolegliwości za pomocą ziół. Najlepszą wizytówką sa jego dwa pieski, które prezentuje na swoim nowym blogu.
Wyleczył je z dolegliwości uznawanych za nieuleczalne, za pomocą ziół.
Na zajęciach z ziołolecznictwa, zaskoczył mnie tym, że chce zajmowac się jedynie zwierzętami i tym, z jaką pasją, ciekawością i dociekliwością zajmował się tym tematem.
Link do jego strony w zakładce "moja lista blogów".

A w Ogrodzie Na Końcu Świata kwitnie właśnie Wrotycz. Jedno z fundamentalnych ziół naszego klimatu. Jest niemal wszechstronne.

Pomaga pozbyć się wirusów, bakterii, pierwotniaków, chorób grzybiczych. Można stosować je w robaczycach.
W chorobach zakaźnych stabilizuje stany gorączkowe, pomaga się mocno wypocić, poza tym uspokaja, wzmacnia serce, reguluje zaburzenia żołądkowo-jelitowe, jest pomocny w zaburzeniach hormonalnych, bólach miesiączkowych i innych bólach. Jest ziołem odtruwającym. Pomaga przy słabym krązeniu obwodowym (marznięcie dłoni i stóp, zawroty głowy, mroczki). Wzmaga wydzielanie żółci i pomaga w trawieniu.
Nadaje się do leczenia chorób alergicznych i autoimmunologicznych, a naukowcy znaleźli w nim składniki przeciwrakowe. Kilka składników Wrotyczu działa zabójczo na komórki rakowe, oraz ogranicza ich namnażanie.
Stwierdzili również, że sporo składników znajdujących się we Wrotyczu, uzyskiwano dotychczas z drogich egzotycznych roślin. Wiele z nich jest również syntetyzowanych chemicznie.

A to cudeńko rośnie sobie wszedzie, jako roślinka niewybredna.
Rośnie również na Końcu Świata, więc jak co roku uzbieram spory zapasik.
Mam już stworzoną świeżutką alkoholaturę zimną, a w zamiarach jest olej wrotyczowy i sporo suszu.

Roślinki ze zdjęcia już ususzone, oczyszczone z grubych kawałków i popakowane w szklane słoje.
Są liście orzecha włoskiego, dziurawiec, sporo  nawłoci (też ciekawe ziółko), nieco mięty, oraz szałwia.
Ususzyłam także trochę żółto kwitnącej przytulii pospolitej.

Zastanawiam się także nad eksperymentalnym wykorzystaniem nalewki wrotyczowej, jako dodatku do mikstury oczyszczającej watrobę. Klasycznie jest to mieszanka oliwy z oliwek z sokiem cytrynowym pół na pół, pita przed snem (najlepiej o 23.00)
Jest to 12 dniowa (powtarzana co trzy miesiące) kuracja polecana przez Ojca Klimuszkę, dla oczyszczenia woreczka żółciowego i jelit ze złogów.
Podobne mixtury proponuje pan Słonecki. (wpisać w google mixtura oczyszczająca, Słonecki).
 Narazie testuję wersję podstawową, wg O.Klimuszki, a potem zobaczymy :)