wtorek, 20 maja 2014

Przerwa na burzę

Nadganiam prace w ogródku, trawnik kosze klasyczną kosą ręczną, bo na kosiarkę już za późno, trawa przerosła. Fakt, że piękna jest,  ponadziewana jak keks bakaliami kwieciem jaskrów, stokrotek, dywanikami bluszczyku i kępkami jaskółczego ziela, ale niewygodna ranną rosą i podczas deszczów.
Przeszłe załamanie pogody ze zlewnym deszczem i wichurami spowodowało nasiąknięcie ziemi wodą i dopiero od dwóch dni można wejść z motyką, bo gleba znów zaczyna się pięknie kruszyć.
Poprzerastała trawa, rośliny urosły w oczach o kilka długości i znów mi ręce opadły, bo oczywiście chwasty wykorzystały wodę lepiej niż roślinki uprawne.
Przez to mój chytry plan, że w tym roku zdążę ze wszystkim bez opóźnień spalił znów na panewce :) Nie zdążę. Ale będę się starać :)
Szczodraki podczas deszczu wyrosły na jakieś 170 cm, w porzeczkach w których w zeszłym roku ściółka nie dopuściła nawet trawki, są zarośnięte gęstą trawą powyżej pasa. Ziemniaczki nieśmiało wyglądają spod słomianej ściółki "kanapek", chwasty za to bardzo śmiało zajęły międzyrzędzia.
Na szczęście odgrodziłam ziemniaczane kanapki płatami tektury od łąki, dzięki temu jeszcze istnieją :)
To jest właśnie ta klasa. Klasa gleby. Wyczyszczona do goła jesienią ziemia, jest zarośnięta po pas trawą i innymi roślinami. Widły w dłoń i odzysk pod spóźnione przez pogodę siewy.
Zapowiada się na szczęście tydzień słońca. Cwane kozy wymknęły się z koziarni i poszły przez niedomkniętą bramkę skonsumować ładnie przycięty krzew czarnego bzu na podwórku przed domem. Nic z niego nie zostało, oprócz paru smutnych patyków.
Kto ma kozy, ten powinien mieć oczy naokoło głowy i stalowe nerwy ;)
No, koniec przerwy na obiad, burza poszła za górę więc idę do ogródka.



niedziela, 11 maja 2014

Czy chce pani magię?

Czy chce pani magię?
zapytała mnie sąsiadka przez miedzę. Magię? zawsze, odpowiedziałam z uśmiechem, kiedy tylko moja na ułamek sekundy osłupiała przestrzeń między uszami, zrobiła błyskawiczny rekonesans po blisko brzmiących słowach i wrzuciła do świadomości słowo: Maggi, lubczyk.
Sadzonkę posadziłam na honorowym miejscu, bo takie się jej należy.
Lubczyk robi prawdziwie magiczne rzeczy z potrawami. Jest moim szczególnie ulubionym dodatkiem do jarskiej grochówki i dań z innych strączkowych.
Wspomaga zdrowie poprzez zdejmowanie obrzęknięć ciała, odtruwanie, polepszanie trawienia. Powoduje usuwanie z moczem nadmiarów soli, kwasu moczowego i mocznika. To oznacza, że z korzyścią może być używany przez osoby mające zdeformowane stawy -dna moczanowa, artretyzm, reumatyzm,  oraz mające duże stężenie kwasu moczowego we krwi.
Jeśli ciało nie jest w stanie tego kwasu usunąć, rozmieszcza go w przestrzeniach międzystawowych, a nawet pod skórą, co powoduje pieczenie, uczucie palenia i swędzenia skóry, np. po kąpieli.
Warto profilaktycznie od czasu do czasu wypić napar z lubczyku (łyżka suszu na szklankę wrzątku, zaparzać 20 minut), tym bardziej, że jak sama nazwa wskazuje, oprócz właściwości trawiennych i oczyszczających, ma właściwości afrodyzjaku. Ponadto uspokaja i zdejmuje lęk.
Suszyć go trzeba szybko i w nie za wysokiej temperaturze, żeby nie stracić olejków eterycznych, które decydują o większości właściwości lubczyku: i tych smakowych i tych leczniczych. Można go również zamrażać na zapas zimowy.


czwartek, 8 maja 2014

Talizmany

Nie trzeba ich szukać w sklepach, same trafiają do naszych rąk. Są szczególne, bo mają w sobie fajną energię, lubimy na nie patrzeć i trzymać je w rękach.
Jeden z moich talizmanów, to pomarańczowy, wiklinowy koszyk, wykładany pomarańczowym materiałem. Wkładam do niego rzeczy do pomnożenia :)
Dostałam go w Katowicach na pamiątkę od świetnych dziewczyn które obroniły u mnie pracę z ziołolecznictwa. W środku był drugi talizman, niewielki porcelanowy, wymarzony milcząco moździerz, w którym teraz ucieram przyprawy i świeże rośliny na czarowne miksturki.
Jak i dlaczego tam trafił, opowiem może kiedy indziej, a to ciekawa historia.
Niech Wam się dziewczyny wiedzie jak najlepiej :)

Drugim talizmanem jest chusteczka od Gorzkiej Jagody, ozdobiona ręcznie cieniutką jak pajęczyna, zrobioną na szydełku słonecznie żółtą koronką. Lubię ją czasem potrzymać w rękach. Myślę ze jest świetna do machania na pożegnanie wszelkim sprawom trudnym do rozwiązania :)

I jeszcze jeden, który jest podarunkiem od Iskierki i za który też bardzo dziękuję.
Iskierka podarowała mi drewnianą łyżkę własnej roboty. Leciutka, ani duża, ani mała, o oryginalnym kształcie organicznie wynikającym z kształtu kawałka drewna z jakiego została wykonana, ciemna,  wypolerowana do jedwabnej gładkości, prawie żywa. Przylega do ręki, grzeje i nie chce się jej odłożyć :)
Jest moim talizmanem od obfitości zbiorów i przetworów na zimę.
Jak biorę ją do ręki, widzę ogród pełen dojrzewających roślin i spiżarkę wypełnioną wszelkim dobrem na zimowe dni.
To wspaniałe, jeśli człowiek tak czuję materię drewna jak Iskierka.
Po tym odróżnia się artystę od rzemieślnika.

Wiosna jak to w tych terenach, jeśli zdecyduje się już ruszyć, robi to bez żadnych wątpliwości i wahań. Już raz kosiłam trawnik, sięgający do połowy łydki i niespełna po 10 dniach czeka mnie powtórka z rozrywki.
Kozy na pastwisku wyjadają czubki traw i ziół, wydeptując resztę, bo nie nadążają za bujnym wzrostem łąki.
Robię eksperymenty z serem dojrzewającym, z mleka koziego zakwaszonego grzybkiem tybetańskim i wyniki wydają się zachęcające. Pomysł nie mój, wzięty ze strony
 http://users.sa.chariot.net.au/~dna/kefir_cheese.html

Grzybka dostałam również od Iskierki, mnoży się jak zwariowany. Kefir z koziego mleka na "Tybku" jest naprawdę bardzo smaczny, tak samo twarożki i inne rzeczy z przepisów ze stronki o serach z kefiru.

Ziemniaki posadzone w słomianych "kanapkach", posiane wszystko co można było siać przed przymrozkami majowymi, zostały tylko nasiona wrażliwych roślin i pomidory do wysadzenia.


 
Szczodrak zamierza kwitnąć

A ja któryś raz odchwaszczam stałe uprawy, takie jak szczodrak, stałe kwiatowe rabatki, zakładam nowe, dosadzam, przesadzam, w przerwach latam z kosą i wykaszam po kawałku to tu to tam, bo zarastają po uszy młode drzewka owocowe, ścieżki, skarpy, maliniak i patrzę z poczuciem winy na drewno do rąbania, gałęzie do pocięcia, resztki stodoły do rozebrania, pranie do prania, ale zielone nie czeka, zaraz pokrzywy wezmą się za kwitnięcie i inne roślinki chętne rozrzucić swoje nasionka w każde wolne miejsce.
Pierwsze zbiory glistnika już za mną, druga partia schnie na strychu.
 
 "Plantacja" glistnika

W tym roku uzbieram też bluszczyku kurdybanka z nasłonecznionych miejsc, właśnie takiego jak na zdjęciach, z czerwonawymi przebarwieniami i mocno pachnącego.



Taki jest najlepszy na oczyszczanie organizmu, wzmacnianie odporności, kłopoty z oddychaniem, takie jak astma, alergie i duszności, a także wszelkie katary, kaszle, gorączki i stany zapalne (również zatok).
Kurdybanek jest dla tych, którym często kręci się w głowie i szumi w uszach, dokucza wątroba i pęcherzyk żółciowy, dla tych którym odmawia współpracy trzustka, oraz chcą przestać hodować własne perły- kamyki w drogach moczowych i żółciowych.
Bluszczyk unormuje przy okazji przemianę materii, ureguluje apetyt, poprawi wchłanianie w jelitach.

Bluszczyk można również jeść. Nadaje się jako dodatek do wiosennych zup razem z pokrzywą i innymi ziołami, do sałatek. Dobrze pasuje do pomidorów. Tak jak pokrzywa, jest wiosennym ziółkiem wzmacniającym i oczyszczającym po zimie.
Napar wykonuje się z łyżki suszu na szklankę wrzątku. Zaparzać około 20 minut. Można zaparzać też świeże ziele.