Wracając do Wrotyczu, przypomniała mi się historia maleńkiego kociaka, z późnej wiosny ubiegłego roku.
Jedna z moich sąsiadek na wsi, przyniosła do domu kociaka. Maleństwo było śliczne, ale całe uszy wewnątrz miało poczerniałe od infekcji świerzbowcem usznym, drapało się i potrząsało główką.
Najbliższy weterynarz był w pobliskim miasteczku, a że akurat wybierałam się tam na zakupy, wstąpiłam do niego z opisem sytuacji i prośbą o sprzedaż leku.
Niestety, weterynarz nie posiadał wtedy tego specyfiku (nazwy nie pamiętam, ale jakiś drogi francuski środek), sprowadzenie mogło trwać do dwóch tygodni, więc poprosiłam o wymienienie składu, gdyż chodziło mi o nośnik leku. Dostałam ulotkę.
Nośnikiem okazały się tłuszcze. Tłuszcze przylegają do skóry, a jeśli są nasycone środkiem leczniczym, działają dłużej. Zatykają również pory, którymi oddycha pajęczak.
Jako że świerzbowce, a więc i świerzbowiec uszny u zwierząt to pajęczaki, trzeba było zebrać zioła które działają na nie zabójczo. Oprócz tego powinny działać na dodatkowe infekcje grzybowe i bakteryjne, jakie się porobiły z ranek i zadrapań wewnątrz uszu.
Spektrum „rażenia” bakterio i grzybobójczego powinien być jak najszerszy, no bo przecież nie wiemy co tam się zalęgło, a laboratoryjne badania nie wchodziły w grę ;)
Powinny być to również zioła działające przeciwzapalnie i gojące.
Trzeba było poznać cykl rozwojowy świerzbowca, gdyż jaja są odporne na działanie środków zabójczych i gdyby skończyć kurację przed wylęgiem, nastąpił by nawrót infekcji.
Idealnym kandydatem na główne zioło był Wrotycz, spełniał wszelkie warunki.
Po powrocie do wsi, zrobiłam mocny wyciąg olejowy z wrotyczu, Do towarzystwa dodałam mu świeżego glistnika i kory z bzu czarnego, a także gojących i bakteriobójczych liści babki i bodajże nieco kory lub liści jesionu.
Praktycznie wyglądało to tak, że do słoiczka po musztardzie włożyłam posiekane na desce zioła, zalałam olejem kuchennym jaki był pod ręką (słonecznikowy) i wstawiłam do kąpieli wodnej.
( słoik wstawiony do garnuszka z wodą. Na dno garnuszka położona szmatka, by ochronić dno słoiczka)
Słoiczek (lekko zakręcony) postał w prawie gotującej się wodzie niemal godzinkę, a potem ostygał spokojnie zawinięty w ręcznik.
Po odcedzeniu powstała gęsta, ciemnozielona ciecz o przyjemnym ziołowym zapachu.
Za narzędzie czyszczenia służyła zapałka z nawiniętą watą, umoczona w mixturze bo nic elegantszego nie było pod ręką.
Uszy były czyszczone delikatnie z czarnego nalotu (uważać trzeba na błonę bębenkową), a do wewnątrz zakrapiany był dodatkowo ziołowy olej. Uszka przemasowywałam u nasady, by olej dostał się wszędzie.
Kocię szybko zorientowało się jaką ulgę to przynosi i poddawało się zabiegom spokojnie i z mruczeniem .
Po czyszczeniu i zakrapianiu wylatywało na trawę i trzepiąc głową, wytrząsało nadmiar oleju z uszu. Leciało na wszystkie strony :)
Wkrótce nie było śladu po chorobie. Teraz to zdrowy i łowny roczny kocur.
Ten sam przepis z pełnym sukcesem wykorzystał w leczeniu świerzbowca usznego u psów Robert Zielarz z warszawskiego gabinetu Dog Natural.
Taki olej może doskonale służyć również do leczenia chorej ludzkiej skóry. (infekcje roztoczowe, bakteryjne, grzybowe)
Jeśli ktoś ciekawy jeszcze wiedzy o wrotyczu, proponuję zajrzeć na blog „Medycyna dawna i współczesna” autorstwa dr. Henryka Różańskiego (u mnie w zakładce "Moja lista blogów" ) i wpisać w wyszukiwarce bloga „wrotycz”.
Znajdzie tam o wiele więcej wiadomości oraz przepisy na lecznicze przetwory z wrotyczu.
Zastanawiałem się czy taki wywar mógłby wyleczyć łuszczycę. Co sądzisz Blue?
OdpowiedzUsuńJokerwader. Łuszczyca to choroba autoimmunologiczna, gdzie ciała obronne organizmu występują przeciw własnym komórkom. No właśnie. Pytanie brzmi -Dlaczego?
OdpowiedzUsuńJedna z odpowiedzi jest taka, że różne patogeny tak zmieniają swoją błonę komórkową, że upodabniają się do komórek ciała.
Wtedy możliwa jest pomyłka.
Druga odpowiedź jest taka, że komórki ciała są zaatakowane przez patogen, który tak je zainfekował, ze nie pozostaje nic innego, jak je zniszczyć.
Trzecia odpowiedź jest taka, że system obrony zwariował, pod wpływem adjuwantów ze szczepionek.
Czwarta odpowiedź jest taka, że to odchody i metabolity pasożytów wewnętrznych powodują takie reakcje.
Odpowiedzi może być więcej, ale te są podstawowe.
Wszystkie mogą okazać się poprawne w różnych przypadkach, a w niektórych wszystkie na raz.
Najczęściej wymienianym patogenem który może wywołać łuszczycę i inne skórne choroby autoimmunologiczne jest zagrzybienie organizmu i pasożyty wewnętrzne.
Stosowanie samych leków immunopresyjnych, pozwoli patogenowi bez przeszkód dalej niszczyć organizm, ponieważ nie usuwa przyczyny.
Wg medycyny oficjalnej przyczyna jest nieznana.
Z praktyki wiem, że inne skórne choroby autoimmunologiczne można wyleczyć stosując zioła o szerokim spektrum "rażenia" na patogeny i pasożyty, ale ważna jest również dieta i oczyszczenie organizmu z toksyn. Reżim.
Na pytanie więc czy wrotycz jest przydatny przy łuszczycy, odpowiem że tak. Ale jest jednym z elementów leczenia.
I raczej nie odwar, a napar lub nalewka.
Genialne w swej prostocie! Podbieram, bo moja Mila ma skłonność do infekcji uszu. Ja bym dodała jeszcze trochę nagietka i rumianku - rany od zadrapań szybciej się goją.
OdpowiedzUsuńAsia
Nagietek i rumianek to dobry wybór. Pasuje. Masz intuicję :)
OdpowiedzUsuńA jak ma być megamoc, to do wrotyczu jeszcze glistnik i krwawnik. To wyleczy niemal wszystko.
OdpowiedzUsuńZnana jest tez synergia (wzmocnione działanie) trójcy: wrotycz, krwawnik, trędownik.
Witaj Kaminskainen :)
OdpowiedzUsuńCzytałam w necie o Twojej walce z problemami autoimmunologicznymi Żony. Pełen szacunek dla Ciebie za dociekliwość i wyciągane wnioski. Dzięki za Twoją trójcę i podpowiedź o krwawniku.
Glistnik i wrotycz z innymi ziołami (w zależności od potrzeby) wypróbowywałam z bardzo dobrym skutkiem, natomiast w połączeniu z krwawnikiem jeszcze nie.
Pozdrawiam zielarza :)
z nieba mi spadł ten wpis, moje koty się męczą ze świerzbem. Przecieram uszy rozcieńczonym octem wrotyczowym, ale może faktycznie postać olejowa będzie lepsza?
OdpowiedzUsuń