piątek, 21 listopada 2014

O przybywaniu i ubywaniu

czyli o anabolizmie i katabolizmie, jakie znaczenie mają dla nas, jako istot cielesnych.

Anabolizm, czyli wzrost, przybywanie, życie, a katabolizm - niszczenie  i ubywanie, droga do śmierci.

Życie ludzkie popularnie jest rozpatrywane jako wzrost ciała od urodzenia do dojrzałości, krótkie trwanie w równowadze, a potem niszczenie, ubywanie tkanek i ich sprawności w drodze do śmierci.
W naszych czasach jest to jeden nieprzerwany cykl, trwający niepełen wiek.

Dlaczego piszę, że w naszych czasach? ponieważ anabolizm i katabolizm, to finezyjna gra życia i śmierci, w których biorą udział ciało, emocje i umysł.
Umysł dysponuje świadomą wiedzą, dotyczącą obsługi ciała, oraz powinien kierować emocjami- narowistymi końmi, czarnym i białym, by zgodnie ciągnęły wóz w sensownym kierunku, a nie rozbiły go na pierwszym trudnym zakręcie.

O tym jak umysł obejdzie się w ziemskim cyklu życia ciała z emocjami i organizmem, zależy od jego dojrzałości i wiedzy.
Wiedza dla umysłu o kierowaniu ziemskim ciałem była kiedyś przekazywana z pokolenia na pokolenie i zachowała się jeszcze w tradycyjnej Medycynie Chińskiej i hinduskiej Ajurwedzie. One wskazują jak finezyjnie zachować równowagę między anabolizmem a katabolizmem, by utrzymać wysoką sprawność, odporność i doskonałe samopoczucie, moc.
Dla nas, jako Europejczyków, Ajurweda jest lepszym wyborem.

Wiedza, jaką dysponują obecnie umysły zdecydowanej większości ludzi, pochodzi z popularnych publikacji sponsorowanych przez koncerny, chciwe zarobku na chorobach i nieopanowanej konsumpcji podłej jakości paszy oraz sprzedaży chemicznych smarowideł i srodków czystości, wprowadzających błyskawicznie przez delikatną skórę ludzką do krwioobiegu niebezpieczne składniki chemiczne, których nie powinno tam być. Kierowanie się ich wskazówkami powoduje  przewagę katabolizmu nad anabolizmem (czyli niszczenia nad wzrostem), już w wieku, w którym człowiek nie osiągnął jeszcze dojrzałości. Stąd częste i trudne choroby przypisywane kiedyś wiekowi starczemu, występujące już w wieku dziecięcym i młodzieżowym.

Wiedza serwowana obecnym pokoleniom jest łatwa, przyjemna i poparta "licznymi badaniami" i autorytetem instytutów, oraz naukowymi pieczeciami, więc w umysłach ludzkich niepodważalna, w porównaniu z "zabobonami" z przeszłości.
Jedz dużo tego i tamtego, zazywaj to i tamto, smaruj się środkami na UV, a potem jedz suplementy uzupełniające wit D. Jeśli będziesz jeść masło, to umrzesz w boleściach.
Generalnie, uczy się nas, co mamy w paszczę włożyć i na siebie nasmarować (najlepiej dużo), żeby być pięknym, zdrowym i szczęśliwym. Jeśli nie uzyskujemy obiecanego efektu, mówią: Zjedz tego więcej.

Nikt jednak nie mówi, co mamy zrobić ze śmietnikiem w ten sposób powstałym w naszych ciałach, który zdusza ogień życia i sprawia, że ciała stają się kalekie, a umysły zamglone i niewydolne.

I tu wracamy do kwestii anabolizmu i katabolizmu.
Przepis na dobre samopoczucie i zdrowie, jest prosty.
W życiowym cyklu wzrostu, równowagi a potem spadku sił, powinny mieć miejsce krótkie cykle, najlepiej półroczne, sterowane za pomocą umysłu i poparte dobrymi emocjami. Są to cykle pozbywania się złogów, czyszczenia ciała z zatorów śmieci i chorych komórek, a potem rozsądnego anabolizmu, w czasie którego dostarczamy sobie  TYLKO I WYŁĄCZNIE pełnowartościowego (enzymy, witaminy, minerały), żywego i ekologicznie czystego pożywienia (zróżnicowanego wg. pór roku), dzięki któremu jest możliwa regeneracja narządów, kości, mięśni i skóry, do poziomu niemal idealnego. W rezultacie można zapewnić sobie spowolnienie dużego cyklu i utrzymanie wysokiej sprawności i doskonałego stanu aż do śmierci.
Należy jeszcze pamiętać o tym, że nieużywane narządy zanikają, więc wskazana jest w czasie regeneracji aktywność fizyczna, skierowująca energię na rozwój mięśni i kości.

Sztuczny katabolizm, to post, pełen albo częściowy. Podczas niego organizm zużywa najpierw tłuszcz, uwalniając z niego zmagazynowane toksyny, następnie chore, nie rokujące nadziei komórki, likwiduje ogniska zapalne, pozbywa się "lokatorów na gapę". Są to generalne porządki.
Żeby ogień życia się palił, trzeba wyczyścić ruszt, komin, wyrzucić popiół.
Żeby piec był sprawny i znów szybko się nie zatkał, nie palimy w nim więcej plastikiem i oponami, ani starymi butami, tylko dobrym, suchym drewnem, przeznaczonym dla pieca.
Podczas rozsądnej, przemyślanej regeneracji,  oczyszczony organizm odbudowuje za pomocą pełnowartościowego pożywienia (bez toksyn), narządy wewnętrzne, naczynia krwionośne, nerwy, kości, mięśnie i skórę, oraz funkcjonowanie do poziomu wręcz zaskakującego. Miło zaskakującego.

Wiem, że nic nowego, ale nie ma innego sposobu na pozbycie się chorób, ociężałości, spadku sprawności fizycznej i umysłowej, oraz uzyskanie równowagi emocjonalnej.

U mnie zima się zaczyna, popruszyło delikatnie, myszy z poczatkiem listopada zakończyły grę w "domki do wynajęcia" i przestały nachodzić chatkę.
Kiciuś Maciuś jest w fazie zdecydowanego anabolizmu. Żąda przedśniadania zanim nad ranem wyjdzie na dwór, potem wraca koło siódmej i wymusza śniadanie, potem drugie śniadanie, potem przedobiad...no może na tym skończę. W każdym razie nawet kawłek samego chlebka jest godny gorliwej uwagi.
W sumie jest dość sprawiedliwy, uważa że podział mojego talerza na pół, jest ok. On jest jeden i ja jedna ;) Osiągnął wagę dwóch solidnych cegieł, a futro to gęsty krótki puch niemożliwy do rozgarnięcia.
W fazę katabolizmu wejdzie zapewne w marcu, kiedy kocie śpiewanie będzie ważniejsze od jedzenia.
 Jeden z moich znajomych mówi, że Maciek ma jedną wadę, powiniem mieć czarne futro, skoro należy do czarownicy, a on biały w bure łatki gdzieniegdzie.
Nooo... odpowiadam, jaka czarownica, taki kot ;)


19 komentarzy:

  1. Dziękuję za ten wpis, właśnie nad tym się zastanawiam, nad ożywieniem swojego organizmu. Opłaca się od czasu do czasu "pospacerować" przed Twoim płotkiem i w okienka ukradkiem pozaglądać.:) Wprawdzie koty budują swoje ciałka ja jednak zastanawiam się nad tym jak powiadasz katabolizmem. U nas nie ma śniegu jest mglista szarość - na zewnątrz a wewnątrz - mglista niemrawość.
    Dziękuję i pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Annael
      w okienka pozaglądać można, zapukać też :)
      Co do płotka, to ostatnia faza rozbiórki, bo w przyszłym roku "rozebrał by się" sam.
      W naszym klimacie warto brać przykład ze zwierzątek, chociaż tradycyjnie i o tej porze odbywały się posty podyktowane religią. Można spróbować i teraz, choć raczej krótko i niezbyt intensywnie, jeśli tak chcesz. Zadbaj, żeby Ci było ciepło w tym czasie,
      Wczesna wiosna jest okresem bardziej sprzyjającym, wtedy pozbywamy się zimowych "naleciałości" i możemy skorzystać przy wychodzeniu z głodówki z pierwszych zieloności chwaściano-ogrodowych i soku z brzozy.
      Też u mnie nie ma śniegu, czasem oprósza cienką mgiełką i za moment znika.
      Miło mi, że pamiętasz o mnie :)
      pozdrawiam serdecznie i życzę słonka

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za każde Twoje słowo :) One są takie, powiedziałabym - balsamiczne :)

      Usuń
  2. Czy mogłabyś kiedyś rozwinąć temat dlaczego Ajurweda jest lepszym wyborem w naszej części świata?
    Wszystkie wpisy czytam z zainteresowaniem. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazylio, takie jest moje osobiste zdanie, wielu ludzi może mieć inne, jednak Chiny należą do innego przedziału kulturowego, niż my, mają inna mentalność. Kultura wspaniała i starożytna, jednak nam nieco obcy sposób podchodzenia do wielu spraw.
      Indie natomiast są nam bliskie kulturowo, choć może się to wydawać dziwne. Ich Wedy (Wiedza) spisane są w języku który jest silnie spokrewniony z językami słowiańskimi. Kiedyś wysłuchałam liczebników w sanskrycie i byłam osłupiała, ponieważ brzmiały niemal tak samo jak w polskim. Istnieją przesłanki, że Wedy jak i język sanskrytu zostały pozostawione Indiom przez naszych Przodków. Paradoksalnie, tylko tam się zachowały, u nas cała starożytna wiedza Słowian została zniszczona.
      Tak więc Ajurweda, jako jedna z Wed, jest nam bliska kulturowo, ponieważ jest stworzona dla nas, dla naszej rasy.
      Wracając do Medycyny Chińskiej, szanuje ogromnie, lecz najprawdopodobniej została ona zapożyczona z Tybetu, mającego silne związki z Indiami, a potem przekonwertowana na sposób myślenia azjatycki, czyli bardzo drobiazgowy, oferujący sztywne szablony, podzielone na mniejsze szablony, a te na szabloniątka i jeszcze mniejsze okruszki, a każdy dogmatycznie nienaruszalny.
      Trzeba być komputerem, żeby dać radę, albo uczyć się przebywając z chińskim lekarzem od dziecka, które uczy się przy mistrzu, aż do osiągnięcia dojrzałości wiekowej i biegłości.
      Z tych to powodów nie przekonują mnie lekarze stosujący Medycynę Chińską, którzy uczyli się jej rok lub kilka (nawet w Chinach), ponieważ żeby pojąć wszelkie jej zawiłości , trzeba z nią być od dzieciństwa obeznanym, aby stała się sposobem myślenia.
      Próby samodzielnego stosowania tej medycyny, po przeczytaniu kilku książek, zazwyczaj kończą się błędem. Jak odróżnisz prawdziwy nadmiar Jang, od fałszywego nadmiaru Jang, z powodu niedoboru Jin?
      Przykładowo, zdiagnozowanie nadmiaru Jang jest pierwszą warstwą, popularnie znaną i niezbyt trudną. Jednak mało kto wie, że nadmiar taki może być fałszywy i tu jest druga warstwa tej medycyny. Istnieje jeszcze wiele takich warstw
      Jeśli dasz człowiekowi wskazówki jak pozbyć się nadmiaru Jang, w prostym przypadku uzyskasz sukces. W przypadku fałszywego nadmiaru porażkę, zaszkodzisz człowiekowi bo prawidłowym działaniem tutaj nie będzie pozbycie się nadmiaru Jang, ale podniesienie poziomu Jin.
      Poza tym zalecenia chińskich medyków są bardzo drobiazgowe i należy je wykonać dokładnie w całości, co do przecinka i kropki, z wyżej wymienionych powodów. Współczesny Europejczyk raczej nie jest zdolny do takiego wyczynu.
      Ciesze się, że lubisz tu czasem zajrzeć, pozdrawiam.

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za odpowiedź. Paradoksalnie TMC wydaje się popularniejsza na Zachodzie. Może dlatego, że pozornie wydaje się bardziej uporządkowana i przejrzysta. Dopiero, jak wchodzi się głębiej, to widać zawiłości. Problem, że obecnie rzadko wchodzi się głębiej...
      Indie bliskie mi z wielu powodów, więc skoro Ajurweda, to wiedza Przodków, jak powiadasz, trzeba się bardziej zainteresować.
      Serdeczności dla Ciebie!
      P.S.
      Może zimową porą będziesz pisać troszkę częściej?:)

      Usuń
    3. Postaram się :)
      Na razie jeszcze rozbieram stodołę, której wschodnim zwyczajem od zdjęcia blachy do padnięcia zajęło rok. Miała paść na wiosnę, no... ale.... potencjalni sprawcy upadku ciągle byli zajęci, teraz stwierdzili że na wiosnę będzie lepiej, jednak nie dałam się już nabrać na przyszłą wiosnę, która zapewne przeszła by niepostrzeżenie w czas późnojesienny.
      TERAZ, powiedziałam i dokonało się. Ten tydzień ma być w miarę znośny i nawet trochę słoneczny, więc pracuję, by wszystko co nadaje się do wykorzystania, znalazło się pod dachem. Raczki i nóżki bolą, bo cholerstwo ciężkie. Ale za to jaki widok na górę i las się otworzył i na piękną starą lipę, co rośnie za zawaliskiem :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Gratuluję widoku na lipę. Moc pozdrowień. Tu szron i ciemnica, już o 17.00 jest ciemno. Trudna pora, praca jest zbawieniem chociaż to taka kołomyja, że dnia nie starcza. Jak fajnie, że rozebrałaś stodołę. W moim rozpadającym się małym domku gościnnym runął już dach i królują w nim szczury i myszy, a rok jest mysi. Dom zabezpieczylam *chyba lecz są w piwnicy. A takie sprytne, że na czternaście łapek złapały się dwie a z reszty tylko masło orzechowe wyżarły. Mam nadzieję, że nie wlezą w ściany. Kot nie jest tu opcją, bo tu jest ptasi raj.
      Trzymaj się ciepło i nie zapominaj o blogu, tęskno bez ciebie.

      Usuń
    5. Izzi, witaj :)
      Może to nie myszy takie cwane, ale łapki mało skuteczne. Kupiłam takie plastikowe u nas i okazało się, że najlepsza przynętą jest skórka z chleba. Działają.
      Kotom faktycznie zdarza się złapać ptaszka, niestety. Taka ich natura.
      Pocieszę Cię, o ile to jest pociecha, że o 17 i u nas jest już ciemno. Ciągle zapowiadają słoneczne dni, ale słonka nadal nie widać. Buro jest, mrozik i posypane lekko po wierzchu śniegiem.
      Ty też trzymaj się ciepło, wiosna już niedługo, tylko cztery miesiące, no w gorszym wypadku pięć :)

      Usuń
  3. jak miło że znowu piszesz. czy jest możliwe żeby kłopoty ze stawami kolanowymi przeszły po zamianie mleka na mleko czyli - prawdziwe krowie mleko, jeszcze ciepłe? bo to jedyna zmiana w mojej diecie, serek domowy a nie sklepowy, mleko z kawą itd. a kolana - działają bez zgrzytów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evuniu, naprawdę, nie wiem. Z moich doświadczeń wynika jednak, że sklepowe mleko to nic dobrego. Ja piłam świeżutkie kozie i sobie chwalę. Teraz jednak piję mleko z ziaren słonecznika, wiórków kokosowych, orzechów laskowych i włoskich, oraz nasion konopii (tych zwyczajnych, nasiona nie zawierają THC ;) Czasem mogę sobie pozwolić na migdałowe, ale rzadko.
      Takie mleko z nasion (robi się je na surowo z namoczonych ok 12 godz. ziaren) jest naprawdę pyszne, samo, z kaszą na śniadanie lub do kawy.
      Spróbuj znaleźć na kolanach bolesne miejsca, często są one lekko opuchnięte i systematycznie rozmasowuj staw i okolice palcami, ze szczególnym uwzględnieniem tych miejsc.. Możesz użyć do tego niewielkiej ilości prawdziwego miodu.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Cieszę się, że znowu "jesteś" ;-) ... i zapytam przy okazji - zasuszyłam trochę ziół zebranych latem (m.in. lipa, mięta, głóg, pokrzywa,pietruszka) i nie wiem jak je przechowywać, na razie są w słoikach, ale może lepiej w workach np. płóciennych, w puszkach, czy to nie ma znaczenia przy małych ilościach, bo szybko się i tak zużyją?
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że pamiętałaś :)
      Izo, zdecydowanie w słoikach, długo zachowają aromat i właściwości. Szkło nie przereaguje z olejkami i innymi składnikami ziół, a zamknięte słoiki nie dopuszcza wilgoci i nadmiaru tlenu. I o to chodzi.
      Same fajne rzeczy uzbierałaś.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Oj, moja mądra Utygan, żeby tak chcieli ci młodzi trochę nas posłuchać, albo samemu wziąć z tej wiedzy dla siebie, co najlepsze; tak jak piszesz, wykładnią mądrości są teraz fora internetowe, opinie koncernów, wciskają nam na siłę swoje produkty, że niby najlepsze; mam to na codzień, malutki wnuczek jest kąpany i smarowany różnymi, sztucznymi mazidłami, karmiony modyfikowanymi paskudztwami, bo tak piszą i każą, bo jak nie, to straszą, że będzie niedożywiony; a jakie to mleko jest niedobre, śmierdzi po pół godzinie; podrzucam jakieś syropy sosnowe, z kwiatów czarnego bzu, lipkę suszoną, ale to tylko kropla natury wśród powodzi chemii;
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mario, wiem. Serce boli, jak nie mamy wpływu na zdrowie malutkich dzieci. Chciało by się, żeby następne pokolenie było zdrowe, mądre i piękne, ale nasza wiedza nie może być użyta, bo jest odrzucana nawet bez przemyślenia. Podrzucaj Mario swoje zioła i po okruszku wiedzy, może jakiś wyłom za jakiś czas się zrobi. Za tysiąc słów, lepszy jest własny przykład.
    Pozdrawiam równie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie jesteś. Co ja się tutaj nazagldądałam. :) Gdy tylko dasz radę pisz proszę bo wiedza nie powinna znikać. Do Ajurwedy zaglądnę kiedyś częściej zerkałam. Mam taką teorię że to tu do nas, przywieziono z Indii wiedzę, (mieli latające statki przemieszczali się duże odległości) wiedza ta szczególnie była znana wśród Jadźwingów, plemienia dziwnego, wierzącego w reinkarnacje co dziwiło panów polskich, którzy wzięli zakładników, ale Jadźwingowie z nagła zrywali układy nasi mówili: przecież zakładnicy zginą "to szybciej się odrodzą" padała odpowiedź. Jakiś czas temu czytałam informację, gdy na Litwę przybyła delegacja z Indii ze zdumieniem stwierdzono bliskość języka litewskiego z sanskrytem, z zapomnianym i już martwym językiem w Indiach. Natomiast przyjrzawszy się porządnie Hunie ich językowi, dostrzelam bardzo duże podobieństwo z językiem słowiańskim naszym jaki zachował się na Kaszubach, rdzeń jest wspólny dla wielu słów że aż muszę poszukać spisu, jaki dla siebie kiedyś zrobił zdumiona podobieństwem. Hawajczycy roześmiani ludzie, choć misjonarze szukali świątyń nie znaleziono ich, bo oto ich mądrzy wieki temu ukryli wiedzę w .... całym narodzie i szukaj wiatru w polu, bo kahunami (uzdrowiciele) są tam wszyscy. Pamiętam niewiele słowo na przykład La - oznacza światło, śpiewajmy więc la,la, la :)) wzywając światło do nas. By nie być gołosłowną muszę zerknąć do spisu odkrywcy tego starożytnego języka na Hawajach. Kiedyś mnie to fascynowało. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Historia, jeśli zajrzeć jej pod podszewkę, bywa zadziwiająca. Też mnie to fascynuje. Pokrewieństwo języków daje dużo do myślenia i jeśli się zacznie to spostrzegać, nic już nie jest takie samo. Świat staje się magiczny.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  8. Niby nic nowego ale tak jakoś przekonywająco napisałaś, że się zaraz chce zacząć pozbyć złogów, toksyn i chorych komórek. Ale chyba teraz,,późną jesienią i zimą, to nie jest dobry okres.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystynko, myślę, że masz rację, cieplejsza pora jest bardziej odpowiednia na oczyszczanie organizmu. O tej porze, jeśli ktoś chce poprawić swój stan zdrowia, najlepiej się ograniczyć do okresowej rezygnacji z mięsa, nabiału i białego pieczywa. I dodawać dużo rozgrzewających przypraw, ziółek popić.
      Pozdrawiam :)

      Usuń