Wielka stara dębowa szafa ustawiona w spiżarni, po wstawieniu sosnowych pachnących półek zaczęła drugie życie. Zmieściła w swoich czeluściach cztery wory słoików i butelek i została jeszcze jedna wolna półka na zapasowe kasze.
Zrobił się w spiżarni większy ład.
Powolutku słoiki zapełniają się tegorocznymi wytworami kuchennej alchemii: soki i dżemy z porzeczek, kiszone ogórki i cukinia, smażone mirabelki. W miarę dojrzewania warzyw i owoców przybędą dalsze przetwory- zapasy na zimę.
Czerwone duże mirabelki obrodziły w tym roku, więc także je suszę.
Alchemiczne przemiany dokonują się na kuchennej płycie opalanej drewnem.
Wewnątrz samego paleniska dokonała się próba prawdy. W żarze pieca wylądowała stara puszka po konserwie z kawałkiem blachy dachowej ze stodoły w środku. Blacha dachowa kapnęła najpierw srebrną łzą, a potem popłynęła wartko srebrnym strumykiem. Na stodole do rozbiórki mam dach z czystego ołowiu.
Problem alchemiczny jest następujący: jak zamienić ołów w złoto.
Za pośrednictwem Ewy z Kresowej Zagrody Anieli zesłali na mój Ogród wolontariusza Radka, a z jego pomocą najważniejsze, najtrudniejsze dla mnie prace zostały wykonane. Dzięki temu mam więcej czasu na zajmowanie się zbiorem ziół i przetworami na zimę.
Zainstalował też na moim komputerze program do czytania na głos "Milena" dla Ubuntu. Do tego mechanicznego głosu można się przyzwyczaić, a czytający lektor uwalnia ręce i oczy dla innych prac, takich jak łuskanie fasoli, szycie czy robienie na drutach w zimową porę.
Radek interesuje się ziołami, więc myślę, że dla niego pobyt w Ogrodzie Na Końcu Świata był dobrze spędzonym czasem. Dla mnie jego pobyt był dużą pomocą. Dziękuję.
I u mnie dokonuje się teraz nieomal codzień alchemia kuchenna. Kiszę tak jak Ty ogórki (ale juz resztka bo zaraza jakaś z nieba przyszła), cukinie, kabaczki i patisony. Robię leczo w słoikach litrowych na zimę, ,konfitury z aronii i wiśni. Jabłek w tym roku nie mam, a szkoda. Za jakiś wiec czas zaczną się gruszkowe zbiory i przetwory.
OdpowiedzUsuńWolntariusza u nas nie nijakiego było, niestety, a każdemu by sie chyba czasem taki dobry duszek, czy krasnoludek przydał do odciazenia od codziennych obowiazków. Na szczęście nie ma juz problemów z plewieniem. Ogród rodzi w wielkiej bujności warzywa wszelakie. Pozostaje tylko jeść je póki są, przetwarzac,sił na nadchodzącą jesień i zimę nabierać i cieszyc się druga połową lata.
Niezwykłe, że masz ołowiany dach. Nie słyszałam o czymś takim!
Kozy coraz lepiej nam sie pasą i zaprzyjaźniaja sie powoli z naszym psem - Zuzią. A więc wszystko dobrze, niech tylko zdrowie i siły dopisują!
Serdeczne mysli zasyłam Ci Utygan do Twojego ogrodu swojskiego!:-))
Moje ogórki wysychają z upału. Leczo dopiero będę robić: pomidory i papryka dopiero wchodzą w pełniejsze owocowanie. A ten krasnoludek który był u mnie ma 190cm wzrostu i oczywiście brodę, jak to krasnoludki ;)
UsuńOłowiany dach jest rzeczywiście niezwykły. Aż musiałam stopić kawałek, żeby mieć pewność że to nie bajka.
Niech się kozy dobrze chowają :)
Pozdrawiam Was serdecznie
U mnie też czas na przetwory z tym,że ja większość warzyw i owoców muszę kupić bo sad mam stary i większość drzew już nie rodzi a ogród warzywny planuję założyć w przyszłym roku. Powinnam sobie z nim poradzić bo kręgosłup mnie od pewnego czasu mniej boli- reiki i zioła pomogły i tym razem...
OdpowiedzUsuńAgato, nie próbowałaś przycinać tych starych drzew? Czasami wchodzą znów w owocowanie, a owoce starych odmian są smaczne i wartościowe. O wiele lepsze niż współczesne odmiany. I nie chorują.
UsuńDużo zdrowia życzę i pięknego ogrodu na przyszły rok :)
Miło poczytać, że gdzieś jest normalnie!
OdpowiedzUsuńZazdrościmy.
Pzdr.
Witajcie :)
UsuńCzasami warto zmienić sposób patrzenia i świat staje się innym miejscem. Zawsze są problemy: ja je nazywam wyzwaniami i już mam lepszy humor ;)
Nie zawsze zwycięstwo jest tyle warte, ile jest warta droga która do niego prowadzi. Przegapienie drogi to dopiero prażka :)
Pozdrawiam, fajnie że zajrzeliście do mnie :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń