czwartek, 11 lipca 2013

Koty

Mały kocurek zagrabił moje serce bez reszty. Dostał na imię Maciek, w zdrobnieniu Maciuś lub  Macejko. Apetyt ma wielki i już widać że będzie bystrym kotem, bo po kilku dniach już wie do czego służy lodówka, gdzie jest jego miseczka, oraz jak ma na imię, choć nadal maleńki z niemowlęco niebieskimi oczkami, dzielnie wychodzi na dwór w krzaczki na siku.
Kicia Baśka unika go i ofukuje, ale nagle razem z pojawieniem się Macejka w domu, zaczęła przynosić myszy i wołać mnie na ścieżkę, by pokazać zdobycze.
Nie wiem, czy przynosi je jak dawniej dla mnie, czy już dla Macejka, choć oficjalnie za nim nie przepada.

 Mały Macejko , a pod spodem kwitnące oregano.

 Pracy nadal mnóstwo wielkie, w dojrzewającym ogrodzie, przy koszeniu zielonego, które tego roku odrasta w tempie ekspresowym- tydzień i znów kosiarka i kosa do dzieła -czyli na okrągło.
Ocieplam strych wysypując na cienką polepę worki wiórów drewnianych od sąsiada stolarza. Może tego roku woda nie będzie zamarzać mi nocami w wiadrach w kuchni. Wióry wożę po cztery wory taczkami, potem wciągam je na strych po drabinie i rozsypuję grubą warstwą po polepie. Jak mam dość tej pracy, biore się za inną, a jak dość innej, to za następną. Szykuję miejsce pod czarne maliny i pod przeprowadzkę późnych malin-  wykładam słomą i resztkami roślinnymi miejsca gdzie będą jesienią sadzone, szykuję miejsce pod siewy poplonowych warzyw. Grunt to urozmaicenie w pracy ;)
Swojej kolejki nie mogą się doczekać jedynie ziemniaki, bo ciągle jest coś pilniejszego do zrobienia. Zarosły po uszy.
Zbieram też zioła, jak czasu mi wystarczy. Strych pod blaszanym dachem to kapitalna suszarnia. Mam nieco dziurawca, zółtej pachnącej pięknie przytulii, niedługo zbiorę bylicę, bo zaczyna kwitnąć i czekam na zakwitnięcie wrotyczu.
Trzeba też ściąć  miętę, zanim zakwitnie.
Jutro jednak, jeśli nie będzie padać idę na czarne porzeczki z wiaderkiem, na plantację  jednego z sąsiadów. Trzeba się spieszyć, bo to czarne dobro zaczyna opadać. Zbierać i wozić na skup się nie opłaca, bo tam kosztują 80gr/kg. Licząc 50gr/kg dla pracownika -zbieracza, wyjdzie na to, że narobi się właściciel plantacji za darmo, bo pielęgnacja porzeczek takze kosztowała w ciągu roku- przycinanie, wykaszanie, ochrona przed chorobami i szkodnikami.
Tak że kto chce, może za pozwoleniem właściciela zebrać na własny użytek ile potrzebuje. Przynajmniej mniej serce będzie bolało, jeśli na coś się przydadzą- powiada.



4 komentarze:

  1. Cudny maluszek! Ja mam trzy takie aktualnie :)
    Kotka na pewno zazdrosna, więc myszki przynosi żeby się przypodobać: "Zobacz, ja umiem upolować, a on nie!".

    Czarne porzeczki uwielbiam. Udanych zbiorów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Kamphoro, bo zawsze chwaliłam ją za myszki. Tym razem jednak zrobiła uciechę Macejkowi. Gdzie to maleństwo zmieściło taka wielką mysz, nie wiem. I jak ją schrupało tymi maleńkimi ząbkami?
      Porzeczki będą, byle nie padało. I pewnie sok i trochę wina będzie z tego.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ten maluszek uroczy zakochałabym się od pierwszego dotknięcia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widze takie malenstwa od razu Elmirka mi sie wlacza :))

    OdpowiedzUsuń