sobota, 11 maja 2013

Od rana do wieczora

Z zieleni ledwo już wystajemy, zachwycająco jest do oniemienia i można by się godzinami gapić na ten cud, gdyby nie mieszkańcy traw i zarośli: meszki, muszki wszelkiego rodzaju i komary. One to skutecznie sprowadzają człowieka na ziemię i zmuszają do wytyczania linii demarkacyjnych, oraz ułożenia zajęć tak, by nie wchodzić im w drogę.
Na przykład prace w ogrodzie najlepiej teraz wykonywać między czwartą a szóstą rano, kiedy jeszcze chłód i meszek nie ma. Rośliny jeszcze maleńkie, więc rosa poranna nie przeszkadza. Nie chce się, oj nie chce, tym bardziej że jak się w praniu okazało, potem czasu dla siebie wcale nie ma więcej ;)
Jednak pracuje się rankiem w ogrodzie szybko i przyjemnie.
 Piszę ten post już po pracy w ogrodzie, tuż po śniadaniu. Na chwilę przerwę pisanie, bo idę do sąsiadów obok- naostrzyć motykę (dziabką po tutejszemu zwaną) i ostrza do elektrycznej kosiarki. Koszę już trzeci dzień przerośniętą trawę. Obecnie przy drodze. Przez półtora tygodnia wyrosła od ziemi ponad kolana, a pas mam na ponad dwa metry szeroki i ok sto metrów na długość plus zbocze nasypu też ze dwa metry (lekką miarą licząc).  To co się da kosiarką elektryczną dziś zrobię, a potem przez kilka dni kosa ręczna i spalinowa, której bardzo nie lubię, bo boli mnie od jej huku głowa.
Koszenie trawy i zarośli stwarza przestrzeń w której nie mogą żyć dokuczliwe gryzące meszki. Oprócz koszenia i porannej pracy w ogrodzie, w ciągu dnia przygotowałam grządki i posadziłam 125 sztuk sadzonek truskawek przysłanych kurierem przez Agnieszkę. Miało być sto, lecz firma dołączyła wiązkę sadzonek gratis.
Agnieszka  spędziła u mnie miesiąc ubiegłego roku i wybiera się tu znów pod koniec maja, skorzystać z kontynentalnych upałów, dobrej wody i ziół.
Dostałam zwrotną informację, że zdjęcie uroków jajkiem, jakie wykonałam na jednej z osób odwiedzających mnie na początku maja, dało nadspodziewanie dobre efekty.
Zdejmowanie uroków za pomocą jajka kurzego jest bardzo starym działaniem  uzdrowicieli ludowych. Mnie samą nauczyła tego uzdrowicielka z Ukrainy. Wykonywałam je wiele razy i za każdym razem zadziwiały mnie efekty, zmiany w życiu osób które się temu rytuałowi poddały.
Prostowały się ścieżki życiowe, znikali gdzieś wrogowie i kłopoty nie do rozwiązania, pojawiało się więcej przyjacielskich osób wkoło, rozwiewała się mgła z umysłu, wracała siła. I to wszystko bardzo szybko od wykonania oczyszczania.

Klątwy i uroki to nie jest coś nadzwyczajnego wykonywanego nocą, przy blasku świec. Spotykamy się z nimi na co dzień, gdy ktoś krzywo na nas patrzy (złe oko) życzy nam żeby coś nam się nie udało (urok), albo żeby nas "szlag trafił" lub gorzej (klątwa).
Kochające mamy w dobrej wierze rzucają klątwy i uroki na własne dzieci, nie mając o tym pojęcia. Np:
• Nie biegaj bo się przewrócisz (urok)  /A nie mówiłam? ;) /
• Jak nie założysz czapki i szalika, to się przeziębisz i zapalenia płuc dostaniesz (urok)
• Czy ty się tego do końca życia nie nauczysz? (klątwa)
I tym podobne. Z latami robi się z tego bagaż nie do udźwignięcia, bo dołączają się złe życzenia od konkurentów, zazdrośników, ludzi nami zawiedzionych. I okazuje się że mamy "pecha". Nic nam się nie udaje, lub osiągamy wszystko  z wielkim trudem, bez radości, wyprani z energii, przepełnieni zgryzotą, czując ciężąr na plecach.
I tak to właśnie w dużym przybliżeniu jest.

Kończę w samo południe ten post, pisany w Międzyczasie, chwilami, w momentach odpoczynku od gorąca na zewnątrz. Na następne dzisiejsze Miedzyczasy wyczekuje  pranie.
Idę kosić dalej.

15 komentarzy:

  1. O tak zdejmowanie uroków jajem jest bardzo efektywne... ja jeszcze dodatkowo czyszczę czakry i aurę reiki lub wahadłem/bo ja jestem wiedźma z dyplomem/i dokładam do tego okadzanie ziołami...Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, nie dokładałam do zdejmowania uroków jajkiem żadnych innych technik, bo ono samo w sobie jest wystarczająco potężne. Według mnie, nic nie pozostawia do zrobienia więcej.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. To ja się chyba rozejrzę za strusim jajem, albo i za smoczym dla pewności... Na szczęście rodzice rzucali na mnie tylko uroki, z którymi można żyć długo i szczęśliwie, ale zaraz po urodzeniu załapałam klątwę ciężkiego kalibru, a potem jeszcze parę następnych, bo nie wiedzieć czemu często trafiał się ktoś, kto mi czegoś zazdrościł, nawet jak był młodszy i w lepszej sytuacji, nawet jak już byłam chora i ledwie żywa. Co ja takiego w sobie mam, że budzę ludzką zawiść? Może Ty mi to powiesz moja blond Wilczyco, bo ludzka wiedza tu chyba nie wystarczy. Tak osobiście to myślę sobie, że nie chodzi o to, co ja mam, tylko o to, czego oni nie mają w sobie, czegoś, co dla mnie jest tak zwyczajne, że nawet nie zauważam. Ale wracając do tematu, kategoria ludzi z natury zawistnych i podłych, którzy zamiast sobie życzyć dobrze, źle życzą drugiemu, jest tak rozległa, że o klątwy potykamy się całe życie i pewnie nawet dłużej. Przydałaby się jakaś skuteczna obrona, żeby jajka użytkować już tylko na pożywne śniadanko, bo inaczej to trzeba by się tak raz w tygodniu oczyszczać, żeby się nie nawarstwiło. Ale oczywiście chętnie poddam się zabiegowi, potem, jeśli nie ma przeciwwskazań, odkażę to jajko tydzień na słoneczku i każę zjeść osobie, co tą klątwę rzuciła, niech zło wraca, skąd przyszło...
    A na razie zacznę od czegoś, zdawać by się mogło, prostszego. Zaraz po przyjeździe opracuję miksturę odstraszającą małe jadowite i wampiryczne stworzonka, później może pomyślę o czymś na te duże... To prawda, co mówią podróżnicy, że jedyne skuteczne repelenty to te z dużą zawartością DEET, ale tubylcy, których odwiedzają, jakoś radzą sobie bez tego. Na szczęście doskonale toleruję wszelkie roślinne zapachy włącznie z dziegciem, więc moje mazidło może się okazać skuteczne podwójnie ;) A poza tym powinno jeszcze chronić przed UV, ponieważ prace ogrodnicze najlepiej mi idą w godzinach około południowych i nie pozwolę, żeby jakieś nikczemne stworzenia pozbawiły mię tej przyjemności. Między 4 a 6 to jest najlepszy sen i najciekawsze sny :)
    Dziękuję, że zaopiekowałaś się sadzonkami i przepraszam za te 25 sztuk gratisu, ale to naprawdę nie moja wina. Odnośnie poprzedniego postu, to w tym klimacie najlepiej sprawdzają się takie drobne bardzo ciemne winogrona, jak dojrzeją, to miodzio i ambrozja. Tak więc, jak będę miała czas i siłę, to je namierzę i zawlokę Ci do ogrodu kolejny chwast, a jak mi coś odbije, to może nawet przemycę starą gruzińską odmianę, nie ma porównania z tymi nowoczesnymi plastikowymi bez aromatu. Poza tym koniecznie rokitnik i jagodę kamczacką, może jeszcze pigwę. W każdym razie coś, co nie wymarznie. Może dało by się czarną porzeczkę wygrzebać z tych chaszczy, co mówiłaś, że zarosła i posadzić ze 2 krzaczki na rozmnożenie? Zapytaj, czy pozwolą, a jak pożyczysz gumiaki, to idę na ochotnika.
    U mnie zapowiada się parę dni powyżej 20C, to u Ciebie chyba będą tropiki. Szkoda, że nie mieszkam o jedną przesiadkę bliżej, bo wtedy już dawno wpadłabym na tydzień czy dwa.
    Pozdrawiam i niech meszki omijają Cię z daleka, bo inaczej przerobię je na kaszę w myśl chińskiej zasady, żeby zwalczyć jakąś plagę, najlepiej ją zjeść ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko
      Niestety, jajka po rytuale nie wolno użyć już do czegokolwiek innego.
      Tym bardziej, że na koniec rozbija się je i wpuszcza zawartość do szklanki z wodą, dla diagnozy.
      Potem nalezy to w warunkach miejskich spuscić z wodą w toalecie, recytując odpowiednie "pożegnanie", a w wiejskich, bez kanalizacji, zakopać tak, by zadne zwierzatko go nie zjadło przypadkiem i nie doznało krzywdy z tego powodu.
      A o sadzenie tego wszystkego się nie martw, miejsca jest dosyć. Na meszki i komary wymyśliłam miksturę, wczoraj wieczorem i dzisiaj ją testowałam. Wykazuje pewną skuteczność. Opiszę to w następnym poście.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Zaintrygowalas mnie zdejmowaniem urokow i bardzo zaciekawila mnie metoda "jajkowa" czy mozesz napisac cos wiecej na ten temat, jesli oczywoscie nie jest to tajemnica.
    Wiesz, przeraza mnie to, ze wokol nas jest mnostwo ludzi ktorzy zle zycza, a bardzo czesto sa to bliscy znajomi.

    Pozdrawiam serdecznie dzielna Zielarke:)

    P.S. Czy znasz jakies czary, aby odczarowac nawet nie wiem jak to nazwac, klatwe, urok rzucony na dom w ktorym ktos mieszka?!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ataner
      Częściowo jest to tajemnica, a częściowo nie, to znaczy dokładnie wszystkiego powiedzieć nie mogę. Oczywiście, postaram się opisać jak to wygląda, nie ma sprawy, ale poświęcę temu post.
      Napiszę też o klątwach rzucanych na domy, miejsca i postaram się podać metody, jakimi sami możemy sobie poradzić. Także o życiu domów i starych przedmiotów, to ciekawe jest :)

      Pozdrawiam podróżniczkę :)

      Usuń
    2. W takim razie czekam z niecierpliwoscia, usciski:)

      Usuń
    3. Ataner, przepraszam, że tyle czekasz na wpis. Nie mogę jakoś go ukończyć, więc doszłam do wniosku, że nic na siłę. Przyjdzie moment w którym wszystko się ułoży jak trzeba i wtedy to opublikuję.
      Ja tak mam czasem z pisaniem. Pisze i wiem, że nie ma w tym duszy i po prostu nie mogę tego opublikować, bo to tylko mechaniczne słowa.
      Buziak na przeprosiny :)

      Usuń
  4. O tak, komary bardzo zawężają świat tak, że kontemplacja raczej kuleje a oko wiruje jakby tu drania brzęczącego uchwycić.
    Spróbuję rannej pory, ale przydałby się jeszcze jakiś środek, może ocet z geranium? Muszę je poprzesadzać bo bardzo wybujały...
    Ciekawe co piszecie o urokach. Jakoś nigdy o tym zbyt wiele nie myślałam, chociaż wiem przecież, że każda myśl jest polem magnetycznym lub wiązką energii. Dlatego pewnie tak miło czyta się Twoje wpisy. Tak wiele tu ciepła i dobroci jakby każde słowo miało swoją barwę a barwy dobrane misternie :)
    Nie myślałabym o urokach gdyby nie to, że to już trzeci raz suczce naszej giną wszystkie szczeniaki. W najbardziej deszczowy dzień poszły za starszym braciszkiem na spacer przez dziurę w siatce ( a ja byłam zajęta gośćmi ) braciszka pewnie poniosło, coś zobaczył pogonił a szczeniaczki 2- miesięczne nie wróciły do domu. Tak jakoś smutno nam czyli psom i mnie.
    Odtąd ( jak przeczytałam co napisałaś o rzucaniu uroków ) staram się wszystkiemu wokół mówić: bądź, rośnij... Teraz dopiero przyszło mi do głowy - to znaczy komarom też?!
    Pozdrawiam, szkoda, że nie mogę do Ciebie pojechać, ile mogłabym się nauczyć!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak w międzyczasie, gdy straciłam nadzieję nagle dziś rankiem szczeniaczki wszystkie razem jak wyszły tak wróciły, wychudzone i zakleszczone ale radosne. Wróciły po 4 dniach leśnej tułaczki. Zdały egzamin na przetrwanie, dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Annael, fajnie że szczeniaki się odnalazły. :)
      Wypróbowałaś już geranium? Pytam z ciekawości, bo nie mam tej roślinki w domu. Jak działa, to popytam u sąsiadów, pewnie dostanę gdzieś naszczepkę.
      A ranną porę porzuciłam, działa średnio i nie wysypiam się wcale. Wieczorem padam i nic już nie mogę napisać. Tym bardziej, że meszek jakby coraz mniej. U nas mówią, że znikną całkiem na kwitnienie żyta. A ono takie malutkie jeszcze, gdzie mu do kwitnienia ?

      Usuń
    2. Octu ani nalewki nie zrobiłam, ale to dobra roślinka, łatwo się przyjmuje i cytrynowo pachnie. Podobno odstrasza muchy. Gdy mucha krążyła nad kocią miską roztarłam liść w dłoniach i położyłam przy misce, mucha się wyniosła. Kiedyś natarłam się sokiem z liści, nieutrwalonym. Czułam się jak Indianin, to działa, może krótko. Ranna pora też mi nie wychodzi, muszek u nas już nie ma a komarom ta pora zbyt nie przeszkadza, gdy wrócą upały i nadmiar słońca trzeba będzie wrócić do rannej pory - cóż słońce chyba z Agnim ( czy jak to było? ) w parze idzie. Ocet i tak zrobię. Myślę, że do pryskania po kątach wystarczy ten ocet ( jako baza ) spirytusowy do nacierania lub zażywania lepiej ponoć jabłkowy, tylko, że ja sobie nie przygotowałam octu jabłkowego, ale poradzę sobie.

      Usuń
  6. Witaj Utygan
    Dziękuję Ci bardzo serdecznie za niezapomniane chwile w Ogrodzie na Końcu Świata.Miejsce to urzekło mnie od pierwszej chwili,gdy się tam pojawiłam.Morze zieleni,krystalicznie czyste powietrze-balsam na płuca.Słońce też jakoś inaczej świeci,ciepło jego promieni przypomina delikatny a zarazem cieplutki dotyk troskliwej matki,ach,rozmarzyłam się troszkę.Od samego początku zastanawiałam się ,co to takiego fruwa w powietrzu,coś podobnego do wielkiego woalu,cieniuteńkiego jak mgiełka.Po naszej rozmowie na ten temat i gdy dowiedziałam się,że ten Raj Na Ziemi posiada wspaniałą energię,uzmysłowiłam sobie ,że ja tą energię widziałam!!!!Coś pięknego!Cudowny ogród,morze szczypioru,którego mogłam nawpychać się do woli szkoda,że
    nie zdążyłam podjeść tych pozostałych cudowności-bo jeszcze nie zdążyły urosnąć.Ale przecież nic straconego,jestem pewna,że tam jeszcze zawitam i będę skubać jak koza wszystkiego po troszku,bo jest pyyyyyyszne.W mieście takich cudowności nie ma.A jeśli mowa o kozach-zapałałyśmy wzajemną sympatią od pierwszego wejrzenia .Dlatego ten ser,którym mnie częstowałaś smakował tak wybornie.Całość dopełniły pyszne jajka,nie takie,jak z półki sklepowej.Temu wszystkiemu przyglądała się kotka z anielską cierpliwością,która już to wszystko zna i nadziwić się nie mogła skąd moje ochy i achy.Muszę podzielić się wrażeniem z pięknego,z balsamicznym powietrzem wieczoru,rechotem żab w niedalekim stawie,a potem sen w pachnącej cudnie ziołami izbie.A jakie to robi wrażenie-gwiazdy mrugają do mnie przez okno,czasem coś się odezwie-ptak nocny,żaba.I cisza,cisza,cisza.Jak można tam wypoczywać!!!!!Poranna pobudka-dojenie kózki-widok niebywały.To wszystko sprawia,że czuje się ten kontakt z naturą.A na koniec pyszne śniadanie z zieleninką i spacer po lesie.Ile tam się naoglądałam.Piękne drzewa,jar,a nim źródełko z czyściutką wodą.A nad nim pochylone,zamyślone stare drzewa.Pięknie.Mnóstwo ziół-cała apteka.Najgorsze jest to,że trzeba było wyjeżdżać.Szkoda było opuszczać to miejsce.Chciałabym nałapać powietrza na zapas,naładować akumulatorki.Zaopatrzona w ser od kózek,zieleninką i pozytywnie nastawiona do świata wyjechałam do tej szarej rzeczywistości.Jestem pewna,że jeszcze tam przyjadę,Dziękuję Ci za wszystko Utygan.


    OdpowiedzUsuń
  7. P.S
    Bardzo żałuję,że nie można ze sobą zabrać tych ptasich treli,którymi byłam urzeczona przez cały mój pobyt.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tamaro, cieszę się, że tak Ci się spodobał pobyt u mnie. Oderwanie od codziennych obowiązków czasem się przydaje ;)
    Oczywiście zapraszam, kiedy tylko uda Ci się urwać z miasta. Może następnym razem na dłużej i w czasie "pełni ogrodowej", a nie na "nowiu" jak teraz, gdzie tylko szczaw, szczypior i dzikie roślinki.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń