czwartek, 20 września 2012

Mija lato

Dawno nie pisałam, a zdarzyło się wiele. Został zrobiony remont dachu, po którym już widać jak ładne i jasne jest poddasze i kto wie...jakiś pokoik może....kiedyś :)
Przez sierpień gościłam w chacie A. czytelniczkę mojego bloga,  która skuszona kontynentalnym suchym upałem panującym w naszym regionie, wyrwała się z wilgotnych nadbałtyckich wybrzeży i nie zrażona spartańskimi warunkami życia,  mężnie przetrwała końcówkę remontu, gojenie się mojej stopy niemal na wylot przebitej gwoździem z deski, prawie uzależniła się od koziego mleka i wyjechała opalona słońcem i suchym wiatrem, z torbą własnoręcznie uzbieranych ziół.

Przetwory na zimę są. Ogórki kiszone, kiszona kapusta (śliczne główki urosły), leczo w słoikach, smażone jabłka, soki z jabłek, aronii, malin i czarnego bzu, dżemy, przeciery pomidorowe, ziemniaki już wykopane. Na swoją kolej czekają jeszcze na grządkach  buraczki, marchew, pory, pietruszka i nieco ziół do przesadzenia na ceglaną górkę. Jeszcze nie przesadzone- najpierw z powodu upałów, przebitej stopy, a potem z powodu spiętrzenia się pilniejszych prac.
Codziennie pracuje sokowirówka i wypijam co najmniej litr surowych soków z jabłek, marchwi, buraczka, pokrzywy, babki i co tam jeszcze w rękę wpadnie.

Wczoraj złapałam za kosiarkę i skosiłam trawnik przed domem. Ledwie ukończyłam pracę, lunął deszcz. Coś w tym jest, bo dzieje się to za każdym, koszeniem trawnika. Może to jakiś sposób na wyczarowywanie deszczu wśród suszy ;)
Lało całą noc i leje dziś od rana. Kocia jest deszczem zniesmaczona bardzo. Od kiedy stała się prawdziwym kotem łowi myszy zapamietale, w domu przebywa tylko na małą drzemkę, wieczorem nie chce wracać. Dyplomatycznie znika za rogiem domu.
Myszy przynosi na próg. trzeba zauważyć i pochwalić, bo po to je przecież przynosi. Upomina się o pochwały głośnym miauczeniem, pogłaskana i potraktowana zachwytem, porzuca zdobycz i leci na nowe polowanie.
Myszy które wpadły do domu, muszę łowić sama, bo kicia nie ma czasu.....w zasadzie nawet nie przebywa....

"Degustacje" ziela szczodraka jak dla mnie, wypadły bardziej niż pozytywnie. Zażywam go od kilku dni sposobem rosyjskim. Kawałek przeżutego liścia przetrzymuje się pod językiem. Jest gorzkawy,
Na początek zauważam wyraźną  lekkość bytu, łatwość wykonywania cięższych prac i przyjemność z pokonywania wysiłku fizycznego. Łatwo przychodzi koncentracja, kojarzenie i szybkie podejmowanie sensownych decyzji. Myślałam, że nie mam z tym problemów, jednak okazało się, że  zawsze może być lepiej. To coś w rodzaju bezpośredniej wiedzy. Rzeczywiście, tak jak w opisach jest zwiększona tolerancja na skoki temperatury i cisnienia atmosferycznego.
Dla mnie to ważne, bo na hektarowym gospodarstwie mocno zauważa się brak drugiej pary rąk do pracy.

Z innych ziółek ładnie sprawdziły się liście rdestowca japońskiego jako podstawa w mieszance zastosowanej w oficjalnie nieuleczalnej chorobie autoimmunologicznej skóry i jelit u pewnego mieszkańca okolicy.
Choroba objawiała się niemal nigdy nie ustępującą silnie swędząca wysypką na całym ciele, twarzy i głowie.
Teraz wysypki nie ma, a badania wypadły ok.
Co ciekawe, padło stwierdzenie, że duża ulga nastąpiła już od pierwszej szklanki naparu i była to pierwsza niemal spokojnie przespana noc.

Z wieści ziółkowych jest jeszcze jedna. Posadziłam wytęsknionego perukowca podolskiego obok domu, a potem zajrzałam na blog  dr, Henryka Różańskiego :)
Znalazłam tam najświeższy wpis, właśnie o tym krzewie. Bardzo ciekawe :)
Coś mi się obiło o uszy, że jest leczniczy, ale nie wiedziałam, że aż tak.

W niedzielę 16 września, w niemal samo południe przybył na świat nowy mieszkaniec koziarni, synal Białej Bazi, a przed trzynastą- jego siostrzyczka.
Koźlaki są białe w niewielkie czarne  łaty, a koziołek jak zwiastun powracającego na słowiańszczyznę starego Boga Peruna ma po znaku pioruna na obu przednich nóżkach.
I tu podziękowania dla Ewy z Kresowej Zagrody za cenne rady. Dzięki Tobie wiedziałam jak postępować.
Zdjęcia małego Pioruna i jego siostry zamieszczę jak poprawią się warunki oświetlenia. Maluchy kręcą się i podskakują, więc trudno przy zachmurzeniu w obórce zrobić dobre ujęcie.

W domu napalone w piecu kuchennym i w ścianówce. Cieplutko.

5 komentarzy:

  1. ...i oszołomiona ogromną ilością tlenu bez domieszki ołowiu. Tak, nie potrzeba mi było nawet szczodraka, wystarczyło powietrze pachnące zielenią i pełen odlot :) Szkoda, że musiałam wracać i nie zobaczyłam narodzin koźlątek.
    Trzy tygodnie w mieście dały mi się już we znaki i chętnie znowu bym uciekła w jakąś dzicz, daleko od hałasu i "normalnych" (jak ich określasz) ludzi. Wakacje z blondynką daleko od zimnego Bałtyku, to jest to :) Tylko że tak szybko minęło, ledwie udało mi się trochę dojść do siebie, już musiałam wracać. Przydałby się dłuższy odpoczynek od cywilizacji.
    Dziękuję Ci za miłe towarzystwo, inspirujące rozmowy, za gościnę w Twoim świecie, nie aż tak bardzo na końcu świata...
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Pani znowu coś pisze, że Pani jest. Zaglądam tu często. Interesuje mnie to co Pani tu pisze, chętnie też bym przyjechała ale za daleko. Martwiłam się, że to milczenie oznacza, że coś się stało złego. Cieszę się, że tak właśnie było jakbym to ja tam była.Poza tym czy Pani coś więcej wie o zastosowaniu liści leszczyny? Kiedyś widziałam wzmiankę w starym pisemku "Wiadomości zielarskich", ale to było jedynie bardzo ogólne i o leku chyba bułgarskim mającym w składzie leszczynę. Kiedyś nazbierałam i ususzyłam ale nie mogę znaleźć tamtych informacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszko, pozdrawiam serdecznie :)

    Annael, to miłe, ze ktoś się o mnie martwił :) Jak daleko Pani mieszka?
    Postaram się pisać regularnie, choć slaby dostęp do internetu czasem potrafi zniechęcić. Właśnie moje odpisywanie dla Was obu poszło w niebo, bo zerwało łączność z netem. Pisze więc po raz drugi.
    Jeśli chodzi o leszczynę, nie mam też wiele informacji o niej, co wiem, napiszę w następnym poście, postaram się dziś wieczorem.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkam na drugim, prawie, końcu naszego świata, czyli na Opolszczyźnie. W leśniczówce pod lasem, który nazywają Borami Stobrawskimi, w pobliżu wioski Karłowice. Dziękuję i pozdrawiam. wiem jak to jest z netem, który niby jest ale jakby go wcale nie było.

    OdpowiedzUsuń
  5. Leśniczówka, piękne miejsce do mieszkania. I mnóstwo ziół do zbierania.
    Nie udało mi się wczoraj opublikować posta, bo internet był, no ale tak jak pięknie napisałaś, tak jakby go wcale nie było ;)
    Za to dziś od rana śmiga.

    OdpowiedzUsuń