Wymyśliłam sobie wysoki żywopłot od drogi, taki który szybko rośnie i nie ma odrostów korzeniowych (z którymi jest tylko kłopot), nie przycina się go, albo tnie tylko raz w roku na wczesną wiosnę - kiedy jest jeszcze trochę wolnego, oraz da się pozyskać sadzonki z natury. Z natury, bo żywopłot okrutnie długi ma być, więc kupno sadzonek zrujnowało by mnie ekonomicznie. No i patyki wciśnięte w ziemię mają się przyjmować bez marudzenia. Ewentualne resztki po przycinaniu mają być kozo-jadalne.
Po wstępnych eliminacjach została mi tylko wierzba wiciowa, drugich eliminacji nie było.
Rekonesans w najbliższych okolicach wykazał kompletny brak jakichkolwiek odmian wierzby wiciowej. Jest krucha i inne podobnego pokroju rzadkie krzaczoro-drzewka, które jednak nie spełniają założeń.
Po obniżeniu wymagań co do szybkości wzrostu i odrostów korzeniowych, pierwsze miejsce wśród reszty krzaczastych zajęły po równo jaśminowiec i trzmielina pospolita. Jaśminowiec obecny jak najbardziej, w odległości rzutu kamieniem od zainteresowanej. Trzmielina ciut dalej, pod lasem. Obydwu też nie wystarczy na "monotematyczny" żywopłot, więc rzutu monetą nie będzie, a zastanawiam się teraz jak będzie wyglądał żywopłot łaciaty. Miejscami kwitnący i pachnący jaśminowo na wiosnę, a jesienią w czerwono-bordowe łaty od liści i owoców trzmieliny.
Wyobraźni mi zabrakło, więc nic nie pozostało, oprócz sprawdzenia tego w praktyce.
Mogę dosadzić jeszcze bez-lilak. Estetyczna masakra :)
Bzy kwitną w maju, a jaśminowiec w czerwcu, wiec może tak źle nie będzie.
Obie roślinki jak najbardziej lecznicze (tak tak, bez-lilak jest leczniczy). Trzmielina też. Jednak roślin sadzonych przy drodze się nie zbiera.
Już się cieszę na ruch i pracę która zacznie się od przedwiośnia i na gości którzy zapowiedzieli się u mnie na pierwsze dni maja by pobyć kilka dni na wsi, oraz nabyć w teorii i praktyce wiedzy o polskich dzikich roślinach leczniczych i jadalnych. Jadalne będą dosłownie. Kuchnia do dyspozycji.
Zapowiadam że będzie to solidna piguła wiedzy. Trochę "łąkarów" i "łąkarek" wyszło spod mojej ręki przez kilka lat wykładów z ziołolecznictwa w warszawskim studium psychotronicznym. Medycyna ludowa tez cieszyła się zainteresowaniem. Ma w swoim repertuarze sprawdzone praktyczne przepisy oraz działania magiczno-energetyczne, leczące duszę i ciało.
Dlaczego napisałam łąkarz i łąkarka? Tak ładnie określił to Czesław Białczyński na swoim blogu: zbieranie na łąkach roślin leczniczych to łąkarzenie. Słowo "łąkarz" jest pierwowzorem słowa "lekarz".
Teraz te znaczenia się rozeszły. Łąkarz to po prostu zielarz, a lekarz jest w białym fartuchu i ma długopis.
A tymczasem zima na wschodzie dopiero dniami odpuszcza. Topią się i osiadają śniegi, błotko mlaszcze na ścieżkach. Nocami wszystko zamarza, pod kapiącym kranem na podwórzu tworzy się stalagmit. Mróz zeszkliwia ścieżki i połacie podsiąkniętego śniegu. Wystarczy wczesnym rankiem na wietrze rozpostrzeć szeroko rękawy, by pożeglować na śliskich gumofilcach hen w pola :)
U nas co prawda wierzby wiciowej nie brak w okolicy , ale i tak skłaniam się raczej ku krzaczorom bardziej rozgałęzionym, że tak powiem. Dla ptaków. A te lubią głóg ( parę sadzonek przytarganych ze spaceru nam się przyjęło ), trzmielinę, trochę ligustru ( rąbnęłam gałązki do ukorzenienia ze skwerku w mieście:-))),mamy kalinę koralową, jasminowiec, tawułę. Ot taki misz masz, ale nasz ogród w ogóle taki trochę dziki jest. Żebym mogła łąkarzyć u siebie:-)))
OdpowiedzUsuńAsia
Musisz mieć piękny ogród, takie pół-dzikie są najlepsze. a urządzanie to dopiero radość.Też tak masz, że rozglądasz się ciągle, co by do niego pasowało?
UsuńBzy rozrastają wzdłuż i wszerz - z korzeni wybija mnóstwo młodych roślinek. A gdy usuwać te młode pochłaniające przestrzeń, to starsze egzemplarze są gęste u góry i łyse od spodu.
OdpowiedzUsuńWidziałam kiedyś, jadąc przez Polskę baaardzo długi żywopłot - rosły tam na przemian jakieś krzaki zielone na przemian z czerwonymi - to znaczy cosik w odmianie "rubra". Nic tam akurat nie kwitło, ale i tak wyglądało wspaniale. Posadzone było na przemian w regularnych odstępach. Może tak można wymieszać kilka gatunków kwitnących o różnych porach? Powinno być cudnie. Szkoda, że przy roślinkach tak długo trzeba czekać na efekty, bo JUŻ bym chciała zobaczyć, co Ci wyjdzie ;-)
Pozdrawiam.
Też bym chciała JUŻ zobaczyć jak bedzie wyglądał zywopłot. Najlepiej jutro wyjrzeć przez okno i zeby tam był :)
OdpowiedzUsuńPomysł z kwitnącymi po kolei krzakami bardzo mi się spodobał. I masz rację co do bzu. Poza okresem kwitnienia jest to nic szczególnego, a zazwyczaj jest po prostu brzydki i uciążliwy.
Dziękuję za trafne uwagi i pomysły.
Pozdrawiam :)
Mijam taki żywopłot w drodze na Pogórze, wymieszane są tam może bardziej drzewka z krzewami, bazę stanowi grab, a pomiędzy głogi, kaliny ... bariera nie do przebycia; jesienią kolorowe liście, wiosną różne odcienie zieleni, pięknie to wygląda; tak miało być i u mnie, ale żal było mi przycinać, jeszcze trochę, jeszcze trochę ... teraz to ściana zieleni wysoka jak dom, ale za to świetna przesłona od wiatru; chyba trzeba przycinać wszystko, żeby jakoś uformować, przynajmniej na początku; obserwuję u siebie "łąkarzy", czasami są to panie w szerokich kapeluszach od słońca, te raczej odkrywają roślinki na potrzeby Parku, czasami dziadziuś z sąsiedniej wsi, który przyszedł na piechotę aż tutaj, bo czyste łąki, albo samotna sąsiadka z góry, która czasami wpada na pogaduszki, zbiera zioła, suszy, zawozi do miasta znajomym; pozdrawiam serdecznie, też po trosze "łąkarka".
OdpowiedzUsuńMario, bariera z drzew i krzewów, taka jak u Ciebie była by najlepsza, ale mnie ogranicza linia energetyczna biegnaca przez działkę w tym miejscu. Szukałam więc czegoś co samo ogranicza wzrost i nie dorośnie do drutów. Fakt, mozna pilnować, ale lepiej nie mieć za dużo rzeczy do pilnowania, bo potem nie wiadomo w co najpierw ręce włozyć, a ja mam tylko dwie.
UsuńPozdrawiam następną łąkarkę :)
Witam. Dopiero dzisiaj zajrzałam na Pani bloga, ale czuję się, jakbym czytała własny... Mnie też wymarzył się wysoki żywopłot od drogi i też będę sadzić wierzbę wiciową, już jesienia sąsiad przeorał mi grunt. Już zamówiłam pędy u pana co ma szkółkę - Las Prywatny w Barczewie, bo to u mnie niedaleko (ja swój skrawek ziemi znalazłam pod Szczytnem - 1,4 ha ze stawem polodowcowym). I tego roku wreszcie moją piękną łąkę przekształcać będę w permakulturowy, ekologiczny zakątek. Stała tam sobie taka "niekochana" bo ja musiałam odciąć pępowinę od wielkiego miasta, pracy w korporacji, rzucić to w cholerę, wyciszyć się i zrozumieć, że pieniądze to nie wszystko. No i zaczynam właśnie swoje życie od nowa :) Mając prawie 40-tkę na karku. O wierzbie i jej sadzeniu wiem już w zasadzie sporo, bo jesienią wybrałam sie do pana co plantację na małe szkolenie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitaj, możemy mówić sobie na "ty"?
UsuńCoraz więcej nas, przesiedleńców, ucieczkowiczów z miejskiego kieratu.
Oglądałam twoje projekty ogrodu, podobają mi się, a zywopłotu z wierzby zazdraszczam szczerze :)
Piękne rzeczy szyjesz i dziergasz. Masz talent.
Będę podglądać twojego bloga i trzymać kciuki.
Pozdrawiam serdecznie
A witam, witam :) Pewnie, że możemy sobie mówić na Ty :) Próbuję dodać Twój blog do ulubionych na swoim blogu, ale jeszcze nie wiem, jak się to robi... Ale zaglądać do Ciebie będę regularnie. A co do żywopłotu - długo kombinowałam, czym odgrodzić działkę z dwóch krótszych stron, bo żadnych tradycyjnych płotów na niej nie chcę. A jest co grodzić, bo od samej ulicy jest ponad 80 mb i tyle samo z drugiej strony. Obie te części są lekko wilgotne, bo od ulicy mały spadek, a z drugiej strony staw. I wyszło, że wierzba będzie jak znalazł. Zresztą, chcę też jej posadzić miejscami więcej, by drewienko mieć na chłodniejsze dni. Dłuższe boki na razie odpuszczam, są płoty sąsiadów, a dom stawiam na środku i wokół niego zrobię jakiś żywopłot obronny z furtką, ze względu na mojego dużego psa.
OdpowiedzUsuńA co do ptaków - są wierzby białe i kruche... Potem wyrastają piękne głowiaste (jak się za młodu przycina boczne odrosty), masowo wycinane przy mazurskich drogach albo płaczące, gdy nie formuje się korony na krótką... Schronienia dla ptaszków w nich dostatek. A wierzbowy żywopłt wcale nie musi być wiotki ani smutny. Wiotki nie jest, jeśli przez pierwszy chociaż rok na jesieni zetniemy witki prawie do ziemi, to się rozrosną. A potem z biegiem lat drewnieją od dołu. Moje zdrewniałe będą kolorowe! "Pan od wierzby" obiecał mi naciąć tuż po Wielkanocy kolorowych witek, by żywopłot po opadnięciu liści mienił się czerwieniami i żółciami z przetykanymi jedynie brązowymi kępami gdzieniegdzie... Zazdroszczę ci domku z tradycyjnym piecem i studni na podwórzu... Bo jest starym, z duszą i masz stare drzewa na podwórzu. Już widzę swoje dzieciństwo spędzane u babci... W takim, starym tradycyjnym drewnianym domu się wychowałam. Mój (na razie mały gospodarczy 24 mkw) też taki będzie - z piecem i abisynką na podwórzu oraz wychodkiem za rogiem :) A wokół czarny bez, kalina, pewnie jaśmin i mnóstwo ziół oraz kwiatów. Już w maju mam nadzieję w nim osiąść, w zasadzie na stałe. A za kilka lat, gdy ogród będzie tętnił życiem, spokojnie budować większą przystań na stare lata...
Wszystkiego, co najpiękniejsze Ci życzę
To wcale nie będzie estetyczna masakra. Jak się rozrośnie to będzie ładnie. Mój żywopłot jest bardzo stary i od dołu łysieje. Nie mam sumienia go wymieniać więc wsadzam w dziury różności, pnącza itp, żeby coś zawsze kwitlo.
OdpowiedzUsuńA teraz z innej parafii. Borelioza. Zrobiłam nalewki wg dr Różanskiego, z piołunu i ze szczeci. Korzeń szczeci zmielilam drobniej, bo był w kawałkach centymetrowych. Prawidłowe proporcje. Ziła wciągnęły całą wódkę i mam papkę. Chyba po prostu doleję wódki tak na oko. Cz masz jakiś inny pomysł?
Izo, śniegu u nas jak na pocztówkach bożonarodzeniowych, więc decyzja co do roślinek na zywopłot wisi sobie w powietrzu. Sama jeszcze nie wiem co zrobie, pewnie poczekam na "głos ducha" ;)
UsuńMożesz dolać alkoholu, ale odmierz dokładnie ile go dolewasz, bo wtedy stężenie nalewki bedzie mniejsze i musisz zwiększyć dawkowanie. Jak dolejesz "na oko" to nie obliczysz dokładnie ile powinnaś zażyć.
pozdrawiam serdecznie
U mnie tez na nowo zima, do minus 20 :(.Nawet na Wielkanoc nie będzie jeszcze mozna w ziemi podłubać.
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę róznicę zawartości substancji czynnych w ziołach (niestety nie z własnego zbioru, chociaż czepota puszysta co roku u mnie rośnie, a ja zachwycona jej wyglądem nie dawałam nikomu usuwać mojego ostu *hi hi* lecz nie wiedziałam jaką ma wartość)dolalam pi razy drzwi, żeby chociaż można był pomieszać, a potem odcedzić. Niestety chory jeszcze nie dojrzał do kuracji choć spirala w dól trwa od półtora roku.A ja sie podobno bawię w znachora...Czyli Bóg znów pomaga tym, którzy sami sobie pomagają.
Nic na to nie poradzę, pewnie po następnej wizycie na pogotowiu gdy mu stawy całkiem odmówią posluszeństwa i znowu nie będzie mógł nawet wyjść z łózka, odważy się. Albo system imunologiczny wreszcie sam się zmobilizuje.
A tak to zapraszam na absynt piołunówkę.
Dziękuję za odpowiedż.
Poprawka - wstyd mi, przepraszam - to istna wieza Babel w czterech jezykach. W moim ogrodzie rosnie oczywiscie szczec pospolita a nie czepota puszysta (vilcacora, koci pazur, Uncaria,katteklo).
OdpowiedzUsuńAby do wiosny :)
Izo, nalewka moze poczekać, a chory w końcu sam dojrzeje. Nie używałam nigdy szczeci, ale czytałam że bardzo mocne zioło, więc dawkowanie ostrożne. Lepiej zacząć od mniejszej dawki niż powinna być, powolutku zwiększać i obserwować co się dzieje.
UsuńA stara obserwacja zielarzy mówi, ze wokół domu zwykle rosną takie zioła, jakie sa potrzebne mieszkańcom. Coś w tym chyba jest :)
Wszyscy już tęsknimy za Wiosną.
Pozdrawiam