sobota, 8 grudnia 2012

Śnieg i mróz

Mróz i śnieg zawitał także na mój prywatny Koniec Świata.
Kozie dzieci Piorun i Lala, porosły grubą sierścią i  przypominają małe kudłate owce. Dwa razy dziennie kozy dostają do picia wodę grzaną w wiadrze na kuchennym piecu. Objedzone suchą karmą piją jak smoki.
Bazia wyraźnie nie lubi Lali i przegania ją od jedzenia smakołyków typu obierki  warzyw, marchew i jablka. Przy byle okazji próbuje ją zdzielić rogami. Dla Pioruna jest łaskawa.
Lala jest przez to płochliwa i  oswajam ją przy wydzielonej porcji owsa. Łakomstwo przeważa i zaczyna pozwalać na takie poufałości.
Piorunowi urosły zawiązki na łebku, ale różki się nie rozwinęły i tak już chyba zostanie. Lala jest rogata.

Mróz nocami jest solidny, do minus kilkunastu stopni, więc muszę uważać, by nie zamarzł mi kran podwórkowy, jedyne źródło wody. Jest dobrze zaopatrzony, ale musi z niego mocno kapać  cały czas, inaczej zamarznie.
Stało się tak wczorajszej nocy, gdy ustawiłam za mały przepływ wody. Latałam rano z czajnikami gorącej wody i polewałam rurę, by odmarzła. Tym razem udało się.

Kicia Baśka to jednak piecuch. Wychodzi na dwie minuty i krzyczy pod drzwiami. Uparłam się nauczyć ją wychodzić i zabieram przewieszoną przez ramię do drewutni. Tam ją wypuszczam, nakładam drewno do koszyka i wracamy. Ona oczywiście już na piechotę- szybko, szybciutko, galopkiem, żeby jak najmniej dotykać śniegu :)
Nie zainstalowałam jej tez na zimę kuwety w domu, ryzykując straszliwie. Kto ma koty, ten wie o czym mówię ;)
Dziś nastąpił przełom. Sama poprosiła o wypuszczenie z domu i nie było jej całe 20 minut. Wróciła z ogniście czerwonym nosem, ale zadowolona, wyczyściła miskę do dna i.... przylepiła się do pieca.

PKS skasował autobus, którym można było rano wyjechać z mojej wioski w stronę prawdziwszej cywilizacji, czyli dotrzeć do Wojsławic, miejsca z którego jest połączenie z miastem wojewódzkim, oraz środowy targ.
Został jeden autobus, którym można dojechać jedynie do gminy, a to jest akurat w odwrotna stronę, a stamtąd tylko połączenie z powiatowym Zamościem.
Jesienią padł tez Krasnystawski PKS.
W tym roku zlikwidowano szkołę podstawową we wsi i codziennie dzieciaki zmarznietymi grupkami oczekują na szkolny autobus, odwożący je do szkoły zbiorczej w gminie, gdzie gniotą się w przepełnionych klasach. Cywilizacja zwija się jak dywanik po uroczystościach.

Sklepu u nas nie ma. Jest sklepik objazdowy, co jest fajne latem. Przy drodze są poustawiane drewniane ławeczki i zbiera się rozgadane towarzystwo oczekujące na zakupy, z towarzyszącymi psami i kotami. Sklepowy samochód trąbi z daleka, z popławskiej górki, żeby spóźnialscy zdążyli na czas.
Teraz tupiemy w śniegu i mrozie dla rozgrzewki, a sklep spóźnia się czasem prawie godzinę  bo droga wyślizgana i pełna zdradliwych dziur.
W sklepie kupuję tylko chleb raz na trzy dni, rzadko coś więcej. Może warto zacząć piec w domu?
Mój piec kuchenny nie posiada piekarnika. Jest piekarnik elektryczny, wielkie zielone pudło w spiżarce.
Pewnie czas je wypróbować.
Lubie tą aktywność na mroźnym zimowym powietrzu i czystą biel śniegu, z wydeptanymi scieżkami. Noszenie wody, drewna, siana ze stodoły dla zwierzaków, ciepło od pieców w domu, gotowanie na ogniu.
Luksus miejskiej ogrzanej kaloryferami klatki, wypada przy tym anemicznie.

5 komentarzy:

  1. Kóz nie hoduję, nie znam "problemu", więc i komentować trudno. Za to o "zwijającej się cywilizacji" mogę nieskończenie, tylko po co. Dzieci żal, nie każde (jak widzę) ma ciepłe ubranie. No i nie każdy lubi zimę, tak jak Ty. Zazdroszczę. Ja chętnie zamieniłabym ją na lato.Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokrzywko, minie zima i przyjdzie lato. Każda pora roku ma coś, co można lubić i każda ma swój czas.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. I ja kocham zimę, co czasem spotyka się ze zdumieniem i niedowierzaniem. No bo jak mozna kochać coś, co utrudnia życie?! Ale ja, tak jak Ty, lubię własnie to utrudnienie. Tę pracę fizyczną na mrozie, to odśnieżanie, te czerwone rumieńce na policzkach, te diamenty osiadłe na jabłoniach i trawach,te obserwacje ogłupiałych od wszechobecnej bieli zwierząt.

    Dzisiaj wysypałam moim kurom mnóstwo popiołu przed kurnikiem i teraz widzę, jak wielką radosć im tym uczyniłam. Grzebią w tym popiele, jedzą go, nawet się w nim kąpią! Tylko stać i patrzeć na to szczęście na kurzych obliczach.
    A jedną kaleką kurkę przyniosłam wczoraj na zimę do domu, bo nie potrafi wskoczyć na żerdkę i marznie na dole. Teraz rezyduje u mnie w kuchni, w pudle wymoszczonym sianem. Koty przyglądają jej się ciekawie, ale nie robią jej krzywdy.
    Kozy też mi się marzą, ale muszę jeszcze dojrzeć do realizacji tego marzenia. Bo przecież kozy, to nie tylko kózki ale i koziołki. Liczyć się wiec trzeba z nieuchronną ich eliminacją. A na myśl o tym trochę rzednie mi mina...
    Ciepłe pozdrowienia zasyłam!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to witaj w klubie zimolubów :)
      Też dzisiaj odśnieżałam ścieżki do obory, drewutni i stodoły. No i do sławojki ;)
      A wstałam dziś po ciemku, o wpół do szóstej, bo śmieciarze dziś o szóstej rano worki zabierali. A potem skoro świt wytyczanie ścieżek w świeżym puchu.
      Ale jak potem smakuje gorąca poranna kawa :)
      Zaskoczyłaś mnie tym popiołem dla kur. Słyszałam gdzieś, że jeśli kury w zimie słabo się niosą, dobrze im robi czerwony burak. Nie wiem czy to prawda, bo sama nie mam kur, no ale dojrzewam, tak jak Ty do kózek.
      Myślę, ze jeśli hoduje się jakiekolwiek zwierzęta gospodarskie, to wcześniej czy później występuje konieczność eliminacji. Jak masz za dużo kogutków albo starych kur, to nie ma innej możliwości.
      Pozdrowienia

      Usuń
    2. Jeszcze przed świętami czeka mnie rzeź niewiniatek, czyli kogutków. Za każdym razem ciężko to przęzywam, ale myślę, że z kozami byłoby jeszcze gorzej, bo one bywają mądre i ufne jak pieski...Jak zgładzić kogoś, kto patrzy na nas tak ufnie?

      Usuń