Z samego rana do drzwi chaty zapukał Emmanuel, umówiony na pomoc przy paleniu gałęzi złożonych pod lipą, na skraju pola które ma się stać nowym Ogrodem.
Chaszczom które poprzerastały gałęzie przez lato, Jasień-Jasza-Jesień odebrał barwę i moc. Ich objęcia zelżały i za sprawą Emmanuela na zaoranym zaczął wyrastać pedantycznie ułożony stos ze słomianym sercem.
Stos miał zaistnieć już w sobotę, ale na podwórzu Stolarzowej załopotały na sznurach flagi i żagle świeżutkiego prania. Jak pięknie pachnie pranie wypłukane w krystalicznej zimnej wodzie, wysuszone słońcem i przewiane czystym wiatrem :)
Zapałka dotknęła słomy i zaczęła się alchemia przemiany. Wiatr-Dyj zwariował ze szczęścia, a że bestia lubi żarty, w kłębach dymu poruszał się Emmanuel. Bordowy z wysiłku walki o gałęzie z półmartwą Bylicą wielką na dwa chłopa i niewiele mniejszą, splątaną z Uczepem żylastą Pokrzywą, zapłakany od żartów Dyja, przypiekany żarem od stosu.
I tak do obiadu, przy którym dla zwiększenia w sobie Ducha, Emmanuel wychyla setkę Spirit-usa. Tylko nie chuchaj Emmanuel teraz przy Ogniu-Agnim. Agni nie zna się na żartach ;)
W tym czasie ja kontynuuję przeprowadzanie Szczodraka na nowe stałe miejsce. Miejsce doskonałe, czarnoziemne, bo po przeszłej do historii oborze. przesiewam Ziemię cierpliwie, wyciągając korzenie Mirabelek-Samosiejek, kłącza Pokrzyw, czerwono-pomarańczowe korzonki Jaskółczego Ziela i wszędobylskie kruche macki Podagrycznika, wyrywam za czupryny kępy Traw. Ogrodowe rękawice o nazwie Wampirki, zamieniły się juz w mitenki, z których wystają mi czarne od Ziemi paznokcie. Ziemia jest tak pulchna, ze można się w niej zapaść do pół łydki. Karmię tłustymi pędrakami wydobytymi spod korzeni Ostatnią Kurę Mariana- Mariannę, która spędza u nas całe dnie, a do domu wraca tylko na noc, zbieram z trawnika zamordowane myszy, nad którymi już arię Łowcy odśpiewała kocim sopranem Baśka- Nowa Barbarzynka i -karmię nimi Ogień.
Emmanuel kończy pracę około 15, pożegnany setką Ducha i zapłatą, ja lecę na skraj lasu i wracam z garścią opieniek na kolację, pracuję do zmierzchu, podsuwając niedopalone gałęzie na stos, paląc wydarte z ziemi korzenie, wykopując ze starego miejsca i sadząc na nowym Szczodraka, krojąc kozom wyrośniete cukinie, nosząc siano ze stodoły, zbierając po drodze spadłe jabłka.
Śnię nowy Ogród.
To musi być piękny sen...
OdpowiedzUsuńAsia
Wspaniały opis, jak szamańska pantomina z np polowania. Zabawne, nie czytałam od razu dokładnie i chwilę zastanawiałam się co to jest ta "setka Ducha". Dawniej lubiłam poezję słowa, potem jakoś opadłam na przysłowiowe cztery łapy. Może trzeba by wrócić do poezji? Ja też śnię swój ogród, lecz tylko śnię, nie pracuję tak wielokierunkowo - prawie jak kombajn - przepraszam za trywialne porównanie - ale faktem jest też to że nie do mnie należy decyzja o kształcie ogrodu. Opiekuję się Mamą która tu sama mieszka..
OdpowiedzUsuńTak to bywa Annael, że czasami słowa nie pasują do niczego, a czasami poezja sama wyłazi z kątów ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asię i Wojtka.
Zazdroszczę urośniętego szczodraka . Z moich upolowanych nasion nic nie wzeszło.Upolowałam suszone ziele szczodraka ze Szwajcarii i na razie łykam co mam. Może uda się kupić gdzieś kłącze do rozsady, na razie szukam. Koźlęta przecudnej urody i jakie czyściochy.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLolasomer, stratyfikowałaś nasiona? Kiedy je wysiałaś?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam