Cieszę się bardzo, w mojej wsi jest gospodarz który nie używa sztucznych nawozów, ani żadnych środków ochrony :). Naprawdę.
Mówi, że woli zebrać małe plony, ale wie co je on i jego rodzina. Poszukuje dla siebie leków medycyny naturalnej, bo to właśnie choroba spowodowała, że otworzył oczy.
Wieś uważa, ze to dziwaczne, jednak on się tym, nie przejmuje. Mówi że jego zdrowie jest ważniejsze.
Takie spotkania podnoszą na duchu. Pokrewni są wszędzie.
Powolutku coraz lepiej poznaję mieszkańców mojej malutkiej wsi.
Mam wrażenie, ze po czasie czujnej obserwacji, prób, podchwytliwych pytań i testów, zostałam uznana za swoją.
Kopanie ziemniaków jest upierdliwym zajęciem, gdy ziemia jest wysuszona na kamień. Pomagała mi w tej pracy młoda sąsiadka z obejścia obok, asystowała jej córeczka z psiakiem.
Przechodzący zatrzymywali się na pogaduchy, a gdy ziemniaki były już w dwóch skromnych workach, panowie porwali worki na plecy i ponieśli w ramach sąsiedzkiej pomocy do piwniczki ziemnej.
Ziemniaków było mało w tym roku, z powodu suszy i pędraków. Nie grzeszyły również wielkością. Posadziłam też ich mniej. W stosunku do zeszłego roku plon o ponad połowę mniejszy.
Ciągle się uczę.
…..........
Derenie są gęsto obsypane pączkami kwiatowymi. Następna anomalia tej jesieni.
Nie uwierzyłam oczom, podeszłam, zerwałam i przełamałam pączek. W środku jest niedojrzały kwiat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz