Pierwszy etap wyścigu z trawą wygrany :)
Zdążyłam do końca uprzatnąć trawniko-łąkę przed oborą i wykosić przed dzisiejszym deszczem. Trzeba było na koniec dokładnie wygrabić, żeby kawałki drewna, cegieł, gwoździe i inne niespodziane obiekty nie uszkodziły kosiarki.
Pierwsze grządki wyścielone trawą w międzyrzędziach. (zasiane marchwie, pietruszka, pory i posadzona co drugi rząd cebula dymka)
Przesadzone z nieszczęsnego miejsca truskawki (kawałek ze zlewną ziemią) są obsypane zeszłorocznymi trocinami, które zimowały pod chmurką. Trociny dostały się także rabarbarom.
Wysiane są sałaty, rzodkiewka, szpinak i inne liściaste, co niespodzianego zimna się nie boją.
Pomidorki w małych pojemniczkach mają już spore listki i czekają na przesadzenie w większe doniczki.
Po raz pierwszy udało mi się wykiełkować papryki. One jeszcze trochę muszą podrosnąć do przesadzenia.
Zanim ogrodowe cuda urosną, ja nie cierpię na brak zieleniny.
Co rano sok z perzu i pokrzywy- bomba witaminowo-mikroelementowa, chlorofil, krzemionka i żywe enzymy, a potem każdy posiłek to w zasadzie warzywa i owoce z zieleniną łąkową. Tyle na ile mam ochotę.
Z gotowanych rzeczy to dwa-trzy niewielkie ziemniaczki, lub dwie garście kaszy jaglanej lub gryczanej, raz dziennie.
A to skład mojej ulubionej łąkowej surówki:
Podagrycznik, ziarnopłon i liście liliowca.
Liście liliowca są bardzo smaczne, miękkie i delikatnie słodkawe, a w zasadzie neutralne z przesunięciem w stronę słodyczy.
(Liliowce w zasadzie są całe jadalne. Pewnie posadzę ich kilka odmian, jak tylko będę miała możliwość).
Do surówki dodaję łyżkę octu jabłkowego, odrobinę soli i nierafinowanego oleju słonecznikowego.

Podagrycznik, ziarnopłon i liście liliowca
A tak wygląda poranne wyciskanie soku z pokrzywy i perzu.
Obie roślinki jak dla mnie są zbyt "trudne" w jedzeniu na surowo, więc sok to dobre wyjście. Dodaję do tego sok z jednej pomarańczy, albo mleko orzechowe lub z innych nasion.
Z mlekiem jest bardzo dobre.

Sok z pokrzywy i perzu na ręcznej wyciskarce
Dla zainteresowanych trochę o podagryczniku:
Roślina rozpuszcza osady wewnątrz ciała ludzkiego, upłynnia je i w ten sposób pozwala ich się pozbyć.
Sama nazwa Podagrycznik, wskazuje na jej zastosowanie.
Potrafi wypłukać nawet kryształy kwasu moczowego, niszczące stawy od wewnątrz.
Używanie podagrycznika powoduje, że ciało staje się znów giętkie, a krew, limfa i energia krążą w nim bez zastojów.
Udrażnia węzły limfatyczne i gruczoły wydzielania wewnętrznego.
Nasi przodkowie jedli podagrycznik jak sałatę, a nawet kisili go na miesiące zimowe. Też spróbuję ukisić.
Na razie korzystam na surowo. Jest delikatna w smaku, ma soczyste ogonki liściowe, i lekki zapach marchwi.
W podagryczniku można się dodatkowo kąpać przy dolegliwościach stawowych. Bez tych dolegliwości też pewnie nie zaszkodzi. Do kąpieli można użyć kłączy i ziela.
Można go suszyć na zimę i pić jako napar (łyżka na szklankę wrzatku)
Oczywiście można podagrycznik gotować w zupach, albo dusić jak ludzie robią to ze szpinakiem, ale moim zdaniem szkoda siły życiowej rośliny, z której wtedy już nie możemy skorzystać.
Jest rośliną ekspansywną, o dużej sile życiowej, tak jak perz i pokrzywa.
Jeśli miała bym określić ją w kilku słowach, powiedziała bym: Lekkość, radość, giętkość i energia.
Wolę nazywać ją Snitka, taka jest jej miejscowa nazwa u nas i chyba bardziej to imię do niej pasuje.